Mapa serwisu | Bieliny

Dzieje wsi Bieliny

Stanisław Cygan   

Bieliny są stolicą wiejskiej gminy Bieliny, jedną z najstarszych wsi gminy (obok Lechowa). Jest to miejsce szczególne, bogate w wydarzenia historyczne, powiązane mocno z klasztorem łysogórskim.

   

XIX-wieczny Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich podaje, że Bieliny to wieś nad rzeką Belnianką, pow. kielecki, gm. i parafia położona na południe od św. pasma Łysogór. Znajduje się tu kościół murowany z XVII wieku, urząd gminy i szkoła. W 1827 roku było tu 27 domów i 147 mieszkańców. Parafia Bieliny dekanatu opatowskiego ma 4338 wiernych. W gminie są młyny wodne, jedna szkoła początkowa, ludności 4528. Natomiast w innym XIX-wiecznym źródle historycznym, tj. Tabella miast, wsi, osad Królestwa Polskiego z wyrażeniem ich położenia i ludności, mamy następujące informacje o wsi: Bieliny, woj. sandomierskie, obwód opatowski, pow. opatowski, parafia Bieliny, własność duchowna, liczba domów – 153, ludności ogółem – 984, odległość od miasta obwodowego – 4 ¾ mili pocztowej; Bieliny – woj. sandomierskie, obwód opoczyński, powiat opoczyński, parafia Bieliny, własność prywatna, domów 21, ludzi 147.

Legendy o Bielinach

1. O dzielnym Bielinie i nowej osadzie

Dawno, dawno temu na terenie, gdzie dzisiaj rozciąga się wieś Bieliny, miały miejsc wydarzenia niezwykłe. A było to tak... Żyło niegdyś koczownicze plemię, które przemieszczało się z miejsca na miejsce, nie mogąc znaleźć odpowiedniego terenu na zamieszkanie. Przybyło ono z południa Europy (dzisiejszych Węgier). Byli to ludzie wysocy, o ciemnej karnacji, kruczoczarnych, lśniących włosach i iskrzących radością oczach. Przez długie lata wędrowali po rajach i krainach różnych, szukając najdogodniejszego miejsca do założenia osady. W końcu los rzucił ich w puszczę nieprzebraną, gdzie ziół wszelakich i zwierzyny łownej było pod dostatkiem. Osiedlili się nad rzeką nazywaną dziś Belnianką. Były tam doskonałe warunki do życia. W rzece było dużo ryb, w lasach zwierzyny łownej, a gleba niezwykle urodzajna, szczególnie pięknie rósł w dorzeczu len. Według powieści i wierzeń tamtejszych, w tej rzece znajdowało się siedlisko wodnych dziw, zwanych rusałkami lub wiłami. Najstarszy z rodu osadników – Woś, wiedział, że mogą one sprowadzać deszcz, gdy ziemia była sucha lub rozpędzić chmury i uwolnić glebę od nadmiaru wody lejącej się strugami z nieba. Rusałki te urody były przecudnej. Długie, jasne włosy i szafirowe oczy, kwiatowe wianki we włosach i przepaski na biodrach, o postaci smukłej i ciele alabastrowym. Ludziom ukazywały się jedynie nocą. —Swym czarodziejskim urokiem uwiodły niejednego młodzieńca i zaciągnęły go za sobą w głębiny wodnej toni. Nowi przybysze, okazali się plemieniem ludzi bardzo mądrych, pracowitych i zaradnych. Po śmierci starego wodza, ludzie zebrali się, aby wybrać jego następcę. Przez długie miesiące trwały kłótnie i spory. Ostatecznie został wybrany syn zmarłego – Bielin. Różnił się on urodą od pozostałych osadników. Był błękitnookim blondynem – stąd jego imię. Powiadano, iż jego matką była przepiękna rusałka – Rosa. Wybrano go na zarządzającego ze względu na jego niezwykłą odwagę i męstwo, których dowiódł nieraz oraz rozsądek, dobroć sprawiedliwość Mówiono też o nim, że znał się dobrze z czarownicami. Podobno kiedyś pomógł Homily (najważniejszej siostrzycy) i tym samym zaskarbił sobie jej dozgonną wdzięczność. Obiecała mu zawsze pomagać. Inne ludy mieszkające opodal miru Bielina, bardzo zazdrościły mu jego urodzajnych gleb (na których bielił się len). Mijały lata, osada rozwijała się , a ludzie żyli spokojnie i szczęśliwie. Pewnego lata zazdrośni sąsiedzi napadli na plemię Bielina. Walka była krwawa i zacięta. Wygrał nadrzeczny lud, niby dlatego, że ludziom Bielina pomagały siły nadprzyrodzone i siostrzyce Homily. Dużą rolę w walce odegrał właśnie przywódca osadników Bielan. Wielu napastników w ogromnym popłochu uciekło z pola walki a niektórzy ponoć nawet tracili zmysły. Podczas tej walki dzielny Bielin został śmiertelnie ranny. Na jego cześć mieszkańcy nazwali osadę Bieliny. Bielinianie przez jeszcze długi, długi czas czcili pogańskie bóstwa, a szczególnie Swarożyca. Na jego cześć mieszkańcy nazwali osadę Bieliny. Mijały wieki, zmieniały się obyczaje i obrzędy. Niezmienna pozostawała jednak pamięć o dzielnym niebieskookim Bielinie. Wreszcie w wyniku rozszerzającej się chrystianizacji mieszkańcy przyjęli nową religię – chrześcijaństwo. W 1467 roku, król Kazimierz Jagiellończyk osadził wieś na prawie niemieckim. Wieś bardzo szybko się rozrastała. Kilka wieków później, za zgodą biskupa Jakuba Zadzika wybudowano na górce, zwanej Popówka, kościół, ale to już inna historia... Ewelina Kuzka, Bieliny O dzielnym Bielinie i nowej osadzie, (w:) Legendy i podania świętokrzyskie, red. A. Trukszyn, Kielce 2009, s. 128 – 129

2. O bielińskim kościele, Krzychu Jóźwiku i biskupie Powiadają, że dawno temu, kiedy lasy Łysogór, gęściejsze jeszcze i młodsze, schodziły głębiej ku dolinom, a na szczytach płonęły sobótkowe ognie, we wsi Kakonin, pozostającej w dobrach krakowskiego biskupa, żył młody pszczelarz Krzych. Przezwano go Jóźwikiem, a to z powodu miana jego ojca, Józefa, człowieka pobożnego i szanowanego, będącego w bliskich stosunkach z przeorem łysogórskiego klasztoru. Onego czasu, jedyna to była chrześcijańska ostoja w całej okolicy. A kraina owa była niespokojna, jako że pogańskie jeszcze dziwadła ukazywać się tu zwykły, choć już od pięciu z górą wieków przez Chrystusowy kult zwalczane były. Dumali więc z troską Józef z Kakonina z benedyktyńskim przeorem, jak raz na zawsze kres położyć czartowskim obrzędom. Uradzili wreszcie, by jak najrychlej nowy dom Boży we wsi Bieliny wybudować. Niestety, nie dane było Józefowi dzieła dokonać. Zmarło mu się skoro, niektórzy powiadali, że z powodu czarnoksięskiego uroku. Wiedział o tych plotkach i młody syn Krzych, przeto tym mocniej zapalił się do pomysłu ojca, który ostatnich słowach nakazał mu kościół wznieść. Niełatwe było to zadanie. Świątynia duża i bogata być winna, aby samą swą wielkością straszyć nienawistne moce. Ludzie zaś w okolicy biedni byli, żyjący jeno z tego, co las im użyczył albo mało żyzna gleba zrodziła. Krzych, choć młody, głowę miał jednak na karku. Z prośbą o zbudowanie kościoła poszedł do samego krakowskiego biskupa. Olśniły kakonińskiego pszczelarza komnaty pałacu kościelnego dostojnika. Był nim wonczas Jakub Zadzik herbu Korab. Znany ze swego umiłowania do przepychu, krzywym okiem patrzył na zgrzebnie odzianego chłopa. Prośby jednakowoż wysłuchał, zgodził się nawet, ale warunki postawił: lud okoliczny trzecią część funduszy sam zdobyć musi. Z ciężkim sercem wracał Krzych do swoich. Jakże mu było mówić, że sami muszą na kościół zapracować? Wieczór był w pełni, gdy wsparty na kosturze zbliżał się do okolonych lasem sadyb kakonińskich. W świszczącym pośród jodeł wietrze słyszał czarci śmiech i drwiny. Starożytne drzewa krzywiły się doń, a ciemne szczyty i wzgórza piętrzyły się pysznie na horyzoncie. Nie pokonasz nas, szumiała cała pogańska kraina. Krzych jednak nie tracił ducha. Wspomniał na swego ojca, na relikwie Krzyża Chrystusa z benedyktyńskiego klasztoru, na swą wiarę chrześcijańską. Wyprostował się młody pszczelarz dumnie, zacisnął pięści i rzekł dobitnie: – A właśnie że pokonam! I na znak swojej siły z całej siły uderzył kosturem w butwiejący pień starej lipy, który wśród mroku szczerzył się doń zawistnie. W tej samej chwili wiatr ucichł, a księżyc wyszedł zza chmur. Naraz Krzych westchnął ze zdziwienia i radości. Wśród próchna, wewnątrz pnia, zalśniło złoto, zaiskrzyły brylanty, a rubiny krwiście zabłysły. Jóźwik upadł na kolana, uczynił znak krzyża i drżącą dłonią dotknął kosztowności, by upewnić się, czy to nie jakaś nowa czarnoksięska sztuczka. Po chwili zrozumiał, co tak naprawdę znalazł. Przypomniał sobie ojcowskie opowieści z dzieciństwa, starą historię o zbóju zwanym Kakiem, który założył jego rodzinną osadę. „A więc o tym śpiewał zbój przed śmiercią w Krakowie” – pomyślał Krzych. „Lipko, lipko na Kakuninie, bogatym bendzie, kto cie posiendzie...” Zaiste, był to skarb zbója Kaka, o którym podówczas krążyły legendy. Mówiono, że zbójca ów, wrogiem był zadufanych bogaczy i kupców, a także grozę budził wśród złych łysogórskich duchów. Raz ponoć, choć milczeli o tym benedyktyńscy kronikarze ze Świętego Krzyża, Kak odważył się zakłócić sabat na Łysicy, przeganiając czarownice i czarty na cztery wiatry. Diabli mieli go zaciągnąć w pułapkę i doprowadzić do pojmania przez straż biskupią. „Niechybnie, za przyczyną dobrego zbójcy i mojego ojczulka skarb znalazłem” - myślał Krzych, zsypując kosztowności na rozciągnięty na ziemi płaszcz. Wreszcie związał jego kraje i rękawy, przerzucił tobół przez plecy i ruszył ku Kakoninowi. Wieść o znalezieniu skarbu rychło obiegła okolice. Jóźwików syn każdemu z osobna opowiadać musiał, jak to wracając od biskupa, przez siły nieczyste napastowany, majątek w starej lipie odkrył. Tylko nieliczni nie cieszyli się z tych wieści. Okazało się później, że byli oni ze Złym w komitywie, na sabatach często się pojawiali i czarnoksięskimi praktykami się parali. Kilku przegnano, zaś ci, co mieszkali w Kakoninie, sami w lasy zapadli. Nie czas jednak było czarownic i czarowników piętnować. Co rusz Krzych wraz z ziomkami na powrót do biskupa podążał, dopóki ten o obietnicy swojej jeszcze pamiętał. Dziwił się Zadzik niepomiernie, gdy mu całą opowieść pszczelarz przedstawił, i bez wahania kościół nakazał wybudować. Po prawdzie, skarb Kaka pokrył nie trzecią część, ale z górą połowę wydatków ale chłopom, krakowski hierarcha nie spieszył się reszty pieniędzy zwrócić. Wreszcie ruszyły roboty. Świątynię, za radą przeora ze Świętego Krzyża, postanowiono zbudować na wyniosłym wzgórzu, zwanym Skałą, gdzie drzewiej czarci konfratrzy z Bielin zwykli tajemne schadzki urządzać. Krzych przystał na to i pod jego nadzorem pierwsze wozy z kamieniem na fundamenty, wtaczać się poczęły na szczyt wzniesienia. Złe moce jednak jeszcze raz dały o sobie znać. Nocą szczyt Skały rozjarzył się niebieskim ogniem, ziemia drżała, rozpętała się burza z piorunami. Nikt z mieszkańców Bielin, Kakonina ani żadnej z pobliskich wsi nie zmrużył oka. Wczesnym świtem, zaraz po trzecim pianiu koguta, które to, jak wiadomo, wszelkie diabelskie spotkania kończy, Krzych na czele chłopów wspiął się na wzgórze. Po całym wierzchołku rozrzucone były zwiezione wcześniej głazy. Nie tracono jednak ducha. Pszczelarz z Kakonina zgodę na następną dostawę u biskupa wyjednał. Historia jednakowoż się powtórzyła. Znowu cały budulec rozsiany był po wzgórzu, nieraz wielkie nawet kamienie na poły zagrzebane były w ziemi Biskup Zadzik, dowiedziawszy się, że cały materiał znowu poszedł na marne, odmówił wydania Krzychowi nowego budulca. – W takim razie – rzekł na to Jóźwik – niech wasza ekscelencja sam podąży ze mną ku Bielinom i obaczy, z jaką nieczystą siłą do czynienia mamy... Dostojnik, choć z oporami, zgodził się. Biskup orszak i nowy ładunek kamienia za przewodem Krzycha Jóźwika przybył do Bielin. Tejże nocy czarty, wiedząc, że sam biskup jest w pobliżu, dały prawdziwy popis. Niebo płonęło zorzą, jodły łamały się jak patyki, a zdjęty grozą Zadzik nieustannie odmawiał Pater noster. – Dobrze, dobrze – rzekł w końcu do Jóźwika – budujcie ów kościół dalej, bo widzę, że niezbędny tu jest. Ale, dla Boga, nie na tym przeklętym wzgórzu! Jak powiedział biskup, tak zrobili chłopi. Koniec końców, świątynię zbudowano na mniejszym wzniesieniu, zwanym później Popówką. Na pamiątkę Krzychowego ojca, patronem kościoła został święty Józef, a biskup Zadzik dbał o budowlę do końca swych dni. A po śmierci kakonińskiego pszczelarza, w mur kościelny wmurowano na jego pamiątkę tablicę z marmuru. Choć cztery wieki minęły od tamtych wydarzeń, w Bielinach nadal mówi się, że wielkie głazy na Skale porozrzucane tam zostały przez zawistne diabły. Kościół zaś wciąż trwa na Popówce, a na pamiątkę jego fundatora Bieliny w herbie swym mają biskupi Korab. Robert Lasek, Porąbki O bielińskim kościele, Krzychu Jóźwiku i biskupie, (w:) Legendy i podania świętokrzyskie, red. Alicja Trukszyn, Kielce 2009, s. 129 - 131.

Językoznawcy traktują nazwę wsi jako nazwę topograficzną od wyrazu biel ‘błoto, moczary’ lub nazwę rodową motywowaną nazwą osobową Biela czy nazwą osobową i nazwą herbową Bielina. Według podań ludowych nazwa wsi pochodzi od czynności bielenia lnu, o czym świadczy poniższa wypowiedź mieszkanki Bielin:

Na płótno biołe to beło biołe. To już się wybieleło, to późni to płótno, to już się rozciogało, ło to się nazywajo Bieliny, bo tutej w Bielinach to gdzie się rusyć beło, to po łokach wsedzie tego płótna beło, to ino się bielały te łoki i dlotego zostały te Bieliny. Z tego płótna się nazywajo Bieliny.

Inne wypowiedzi wskazują na czynność bielenia drzew, drogi jako źródłosłów nazwy miejscowej Bieliny:

Downi tu w ty łokolicy dookoła kościoła beły same lassy. Nie beło zodny drogi do kościoła. Dlotego ludzie ze wsi bieleli drzewa, żeby łoznaczyć droge do kościoła i stod nazwa nasy wsi Bieliny.

Tu kaj tero Bieliny stoła se kaplicka i ludziska se tyz mieszkali. Sieła ich ta nie beło. Chodzieli do siebie i tak se ta zeli, ale ze to lasy beły wielgie i trudno beło trafić, to te, co mieskali, kaj tero Porobki i te co to niby siedzieli po Kaku bieleli droge do kaplicki i lotego nazwali te wieś – Bieliny.

Za topograficznym charakterem tej nazwy przemawia jej nadrzeczne położenie. W Wykazie Urzędowych Nazw Miejscowości podaje się nazwy części wsi Bieliny Kapitulne i Bieliny Poduchowne oraz niektóre nazwy stanowiące część lokalnego systemu toponimicznego: nazwy pól, łąk, lasów, pastwiska. Części wsi w pierwszej wsi to: Dąbrówki, Podlesie, Skrzetle, Stara Wieś, w drugiej zaś: Dajlonki, Kierków, Podchełmie, Za Skałą.

Bieliny są starą miejscowością, powstałą w średniowieczu i związaną z dobrami biskupów krakowskich, a historia Bielin i parafii stanowi nierozłączną część wszelkich dziejów narodu, państwa i Kościoła. Jak podają źródła, najstarsze wzmianki o Bielinach (w. XIV, XV w.) wiążą się z klasztorem Św. Krzyża, z ustalaniem granic między dobrami opactwa benedyktynów a ziemiami biskupstwa krakowskiego i włocławskiego.

Tereny gminy i sama wieś Bieliny, leżące na trasie ważnych szlaków komunikacyjnych i na drodze do św. Krzyża, stawały się miejscem zmagań z najeźdźcami. Informują o tym dwie tablice kościelne: jedna jest poświęcona pamięci opata Stanisława i 182 zakonników poległych 5 II 1260 roku podczas najazdu tatarskiego, zaś druga upamiętnia męczeńską śmierć proboszcza Jana Słopieckiego, zamordowanego w kwietniu 1657 roku. Tereny gminy są związane z działalnością gen. S. Różyckiego, ks. Piotra Ściegiennego, Mariana Langiewicza. Przemarsze wojsk, powodujące niszczenie zasiewów, kradzieże, rabunki, były uciążliwe dla mieszkańców.

W grudniu 1459 roku król Kazimierz Jagiellończyk wydał przywilej lokacyjny dla miasta Kielc i niektórych wsi klucza kieleckiego, m. in. Bielin.

W początkach XVI w. nadal istniały w granicach administracyjnych dzisiejszej gminy dwie wsie: większa Bieliny i mniejsza Lechów. W pejzażu Bielin i okolicy, zdominowanym przez pola, lasy, w przeszłości istniały kuźnie. Mieszkańcy wsi, np. Napękowa, Makoszyna, Belna trudnili się wydobyciem rud żelaza i hutnictwem żelaza, zaś Kakonina, Porąbek, Huty Szklanej – hutnictwem szkła. Inne wsie znane z tradycji hutniczej to: Huta Nowa i Stara, także Poręba, Porąbki, Łazy. Trzeba dodać, że największa liczba hut szkła powstawała na terenie Bielin dopiero w XVII wieku.

W wieku XV wieś należała do parafii św. Michała Archanioła w Daleszycach. Jednak już w XVII wieku powstała parafia w Bielinach; akt erekcyjny podpisał biskup Jakub Zadzik 30 X 1637 roku i potwierdził 2 II 1638 roku. W skład parafii wchodziły wieś Bieliny, trzy kuźnice: Belno, Makoszyn, Napęków oraz 2 huty szkła (Kakonin i Ruska). Budowa kościoła została ukończona po sześciu latach.

Obok tradycji hutniczych ważne miejsce zajmowało młynarstwo, stanowiące chyba najważniejszą dziedzinę wiejskiego przemysłu. Zaczęło się ono rozwijać w XVII wieku i trwało do wieku XIX. W Bielinach młynarstwem trudniła się początkowo rodzina Zawadów, później Teligów. Obok młynów wodnych używano też wiatraków prostego typu, czyli tzw. koźlaków, które w Bielinach pojawiły się w 1923 roku.

Za początek szkolnictwa w Bielinach trzeba uznać rok 1637, kiedy prawdopodobnie przy kościele św. Józefa powstała szkoła. Dotychczas uważano, że było to dopiero po powstaniu styczniowym. Istotnie w 1865 roku podjęto próbę założenia szkoły elementarnej w Bielinach dla miejscowości: Belno, Bieliny, Napęków, Sieraków.

Różna była przynależność administracyjna wsi Bieliny: na ogół była to gmina Bieliny, ale np. w 1809 roku należały one w skład gminy Napęków. W czasie I wojny światowej nadal pozostał podział administracyjny, w którego ramach wieś pozostała w gminie Bieliny. W tym czasie znajdował się tu posterunek żandarmerii.

Warto wspomnieć o ludności żydowskiej zamieszkałej w Bielinach i w okolicznych wsiach (185 osób).

Próby organizacji straży pożarnej w Bielinach datują się na jesień 1922 r., kiedy to zarejestrowano stowarzyszenie pod nazwą Towarzystwo Straży Ogniowej Ochotniczej w Bielinach.

Lata II wojny światowej znaczone były szczególnymi wydarzeniami. W Bielinach powstał posterunek żandarmerii niemieckiej, który utworzyli Niemcy, ale też folksdojcze – Ślązacy w niemieckich mundurach. Na budynku wikariatu wybudowano specjalną wieżyczkę obserwacyjną. Ruch oporu zorganizowano tu jesienią 1939 roku (11 XI powstała komórka Związku Walki Zbrojnej, w 1940 r. – Straż Chłopska „Chłostra”). Znani ze szczególnego okrucieństwa żandarmi z Bielin dokonywali w zamian za różne akcje partyzanckie egzekucji ludności cywilnej tej wsi (kwiecień 1941 r., wrzesień 1941 r., marzec 1944 r.). 9 marca 1944 roku hitlerowcy rozsztrzelali w Bielinach w odwecie za partyzancki atak oddziału AK „Barabasza” na posterunku żandarmerii 19 mieszkańców wsi. Ofiary mordu upamiętnia pomnik pomordowanych, zbudowany głównie z inicjatywy J. Ozgi Michalskiego.

Bieliny zostały wyzwolone 16 stycznia 1945 roku.

 

 

Bibliografia:
Borzęcki J., Uwikłani w korzenie. Szkice i eseje o literaturze nurtu chłopskiego, Kielce 2009.
Cedro Lucyna, Kartka z przeszłości, „Gazeta Bielińska” 2007, nr 07/94, s. 10.
Cichocka Lidia, Takie będzie centrum turystyczne w Bielinach, „Echo Dnia” 2008, nr 282, s. 9.
Cichocka Lidia, Dumni ze swojej gwary. Bielinianie uczyli się mówić, „Echo Dnia” 2008, nr 287, s. 8.
Drogosz Andrzej, Bielińskie ścieżki do Niepodległej, Bieliny 2009.
Drogosz Andrzej, Historia, jakiej nie znacie, „Gazeta Bielińska” 2007, nr 09/96, s. 12.
Klusek Dorota, Muzyka ludowa tkwi w nas, „Echo Dnia”. Relaks, 2009, nr 89, s. 15.
Kowalczyk M., Nie wszyscy zginęli od pierwszej serii strzałów, „Gazeta Bielińska” 2005, nr 3/68, s. 4.
Kulinarne smakołyki dla rozwoju wiejskiej turystyki. Gmina Bieliny 2010 (broszura, s. 15).
Losy poetówGołoborza”. Red. Zdzisław Antolski, Kielce 2006.
Łubek Anna, Pan Bóg mi w głowie taśmę umieścił, teraz mi się kręci. Pani Ewa Kot, mistrzyni folkloru Ziemi świętokrzyskiej wciąż na topie, „Gazeta Bielińska” 2006, nr 7, s. 12.
Przyjedźta w nase piekne Góry Świetokrzyskie! A nie pozałujeta. Przewodnik po gminach ŁGD Wokół Łysej Góry, opr. Jan Sala, br. m. i r. wyd.
Radujmy się Niepodległością. Wybór pieśni legionowych i patriotycznych, Bieliny 200.
Sala Jan, Na miarę epoki, Kielce 2009.
Wokółłysogórskie pejzaże: gmina Bieliny, gmina Bodzentyn, gmina Masłów. Tekst Dariusz Dąbek i Anna Łubek, Kielce 200.
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »
 
 
 
 

 

 

ISBN: 978-83-62844-10-4 © by Authors. Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Program Operacyjny: „Dziedzictwo kulturowe / Kultura ludowa”). Wykonanie: ITKS