Opis dialektów polskich | Dialekt małopolski | Lubelszczyzna wschodnia | Kultura ludowa (wersja rozszerzona)
Lubelszczyzna wschodnia
(Pogranicze wschodnie młodsze I)
Aleksandra Krawczyk-Wieczorek

Kultura materialna

Budownictwo
Dom mieszkalny był podobny na całej Lubelszczyźnie.
Budowlami wyróżniającymi wschodnią część Lubelszczyzny są drewniane cerkwie. Były tu świątynie unickie, po zniesieniu unii w 1875 r. przekształcone na prawosławne, a także prawosławne budowane po 1875 r. Po 1918 r. wszystkie cerkwie zamieniono na kościoły katolickie.
Cerkiew składa się z trzech podstawowych części: ołtarza, czyli prezbiterium, nawy oraz kruchty (pritwor), zwanej powszechnie „babińcem”. Prezbiterium od nawy oddziela ikonostas, czyli ściana z ikonami i z drzwiami (wrotami), noszącymi nazwy: carskie (środkowe) i diakońsie (dwoje bocznych). Na Lubelszczyźnie występuje dziewięć typów cerkwi (wymienimy tu tylko niektóre). Najstarsze, bezkopułowe, nie różnią się wyglądem od kościołów bezwieżowych. Przed 1875 r. powszechne były cerkwie z dzwonnicą nad babińcem. Na południowo-wschodniej Lubelszczyźnie występują cerkwie jednokopułowe i trzykopułowe. Po 1875 r. zaczęto budować cerkwie typu rosyjsko-prawosławnego.
Tradycyjny strój
Stroje hrubieszowskie
Jest to umowna nazwa strojów noszonych dawniej przez ludność zamieszkującą wzdłuż obecnej granicy polsko-ukraińskiej od Hrubieszowa do Tomaszowa Lubelskiego. Strój ten stanowi typowy przykład ubiorów terenów pogranicznych, gdyż funkcjonują tu obok siebie elementy odzieży i zdobnictwa charakterystyczne dla kultury ludowej polskiej oraz ukraińskiej. Przykładem może być koszula kobieca: ma ona krój przyramkowy z dużym wykładanym kołnierzem, typowy dla całej Lubelszczyzny, natomiast zdobiące ją czarne lub kolorowe hafty krzyżykowe bardzo przypominają hafty ukraińskie.
Strój kobiecy. Tradycyjne nakrycie głowy stanowiła chamełka, nazywana też kimbałką, na którą zakładano siatkowy czepek. Całość osłonięta była tybetową chustką zawiązaną w formie czapki. Kołnierz koszuli był najczęściej zdobiony białym haftem płaskim, natomiast na przyramkach, rękawach i mankietach stosowano haft krzyżykowy, czarny lub wielobarwny. Najstarsze spódnice były szyte z gładkich i drukowanych lnianych tkanin samodziałowych, podobnie jak w Biłgorajskiem i Zamojskiem. Na przełomie XIX i XX w. zastąpiły je spódnice z wełnianych tkanin fabrycznych. Zapaski z lnu samodziałowego ze skromnym haftem zostały zastąpione prze zapaski z cienkich tkanin fabrycznych ozdobionych koronką lub zapaski płócienne z szerokimi pasami haftu krzyżykowego. Kobiety i dziewczęta nosiły kurtyki, czyli szarobrązowe kaftany z samodziałowego sukna. Były one mocno dopasowane w talii, dołem rozkloszowane. Mogły być z rękawami lub bez rękawów. Brzegi kaftana i klapki kieszeni wykończone były aksamitem. Zimą noszono odcinany w pasie, mocno dopasowany kożuch z wyprawionych na biało skór. Jego mankiety i duży wykładany kołnierz szyto z czarnego futra baraniego.
Strój męski. Koszula z białego płótna, o kroju przyramkowym, była przy szyi wykończona stójką. Rozcięcie koszuli, służące do jej zapinania, było umieszczone asymetrycznie (podobnie jak w strojach ukraińskich). Stójka, przody koszuli i mankiety zdobiono czarnym lub wielobarwnym haftem. Latem koszulę zwykle wypuszczano na spodnie i przepasywano pasem – krajką. Do stroju letniego najczęściej noszono białe płócienne spodnie, na zimę szyto spodnie o kroju bryczesów z wełnianych tkanin fabrycznych. Kaftan był wykonany z samodziałowego sukna. Ozdobiony był podobnie jak kaftan kobiecy. Na głowie mężczyzna nosił kapelusz ze słomy żytniej lub z trawy psiarki albo czapkę tzw. maciejówkę z czarnego lub granatowego sukna z lakierowanym daszkiem.
Strój zamojski
Ubiór noszony w okolicach Zamościa był podobny do stroju biłgorajskiego, noszono tu takie same płótnianki, spódnice, pasy czy spodnie. Prawdopodobnie stroje te wychodziły z jednego pnia kulturowego. Okolice Zamościa charakteryzują się dobrymi glebami, więc gospodarstwa rolne przynosiły spore dochody, zaś bliskość rozwiniętego miasta pozwoliła na dostęp do odzieży fabrycznej, dość wcześnie porzucono tu więc ubiór tradycyjny na rzecz miejskiego.
Strój kobiecy. Na włosach kobiety zamężne nosiły upięty czepeczek (skośniak) lub czepek płócienny, oba rozpięte na obrączce. Na głowę i ramiona narzucały płócienne zawicie, tzw. zawój, ale ten element wyszedł z użycia jeszcze w XIX w., a jego miejsce zajęła tybetowa wzorzysta chustka. Panny chodziły z gołą głową, a do ślubu zakładały ruciany wianek. Koszule szyto z płótna lnianego lub bawełnianego. Przy szyi wykończone były dużym wykładanym kołnierzykiem. Na mankietach, przyramkach, kołnierzu i przodach koszulę zdobił czerwony i czarny haft. Spódnice szyto z bielonego lnu, (czasem ozdobionego szaroniebieskim drukiem) lub z lniano-wełnianego samodziału w wąskie paski. Na przełomie XIX i XX w. modne stały się spódnice z cienkich wełnianych tkanin fabrycznych. Zapaski pierwotnie prawie całkowicie zakrywały spódnicę, natomiast później pojawiły się krótsze, zdobione koronką, naszytymi tasiemkami lub haftem czerwonym i czarnym. Na chłodne dni kobiety nosiły kaftaniki bawełniane lub wełniane, mocno dopasowane w talii. W porze jesienno-zimowej noszono płótnianki o kroju podłużonego poncho z dwóch warstw tkaniny samodziałowej.
Strój męski. Koszule były najczęściej lniane, z samodziału, rzadziej bawełniane, z tkaniny fabrycznej. Stójkę, mankiety i przyramki zdobiono haftem. Spodnie były z płótna lnianego lub konopnego, na zimę zaś z wełnianego szarego lub ciemnobrązowego samodziału. Koszulę wypuszczano na spodnie i ściągano skórzanym pasem. Mężczyźni nosili też kamizelki, z przodu wykonane z cienkiego szafirowego płótna, a z tyłu – z gorszych tkanin. Przy szyi kamizelka mogła być wykończona niewielkim kołnierzykiem. Zapinano ją na błyszczące metalowe guziki. Na zimę mężczyźni nosili identyczne płótnianki jak kobiety. Na głowie mężczyzna nosił gamerkę, czyli brązową sukienną czapkę z niebieskimi pomponami, białą, robioną na drutach magierkę, ozdobioną czerwonymi i niebieskimi wzorkami, a latem i do stroju roboczego kapelusz ze słomy żytniej lub trawy psiarki.

O uprawie lnu i konopi opowiada Teresa Rogowska z Niedziałowic


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Jak uprawiało się len?
Lien, to my ścieylili. Ach, to była robota. Lnu mama nasiejo, późni pielem go bou chwasty so. Myślisz, że byli oupryski? Kounopi sie nie pleło, bo oni szybko rośli, a len to taki droubniuni. To już był len, to już byli koszule lniane, to było coś. jI późni sie wyrywało, młóciliśmy w studole, z babko też. Czouchraliśmy. Takie byli dwie, jedna bo raz łona ciągnęła dou siebie, a raz ja. Był taki, taka deska długa i ta czouchraczka była zroubiona w poułowie deski. Taka szczota i z zeymbami jak grzebień. I jedna była deska wsunięta na zakoulnice w snopki, bou już byli snopki w studole, a druga była, przy sieiczkarni, bo musiało być mocne, by sie nie kałatała ta belka w grzebieniu. To w sieiczkarni było dobrze. Chłupaki nam zawsze wkładali. A my z ciotko, tośmy wyrwali ten len, późni sie wiązało, słomko, ji sie ustawiało przy studole. Wyży troche, żeby nie na ziemi. Te główki wysechli, oni i tak byli przyschnięte na polu, dojrzałe, ale trza żeby byli suche. Wyschli i nousiliśmy dou studoły. jI te snoupeczki śmy, to tak było na dwa razy, na trzy razy sie brało. I tak, za kourzenie i w poułowe, ona i ja. I łona dou siebie raz, a ja drugi raz. Ta szczotka, to była szeroka, także i czasem oubydwie śmy brały. To sie tak czouchrało z nasienia. Czouchrało sie ten lien. Późni nousiliśmy na łąke i ściliło sie. Pou skouszeniu trawy pierwszy, nawet musi i drugi już se nie uważam, to sie ściliło na rose. Musi to leiżało dwa tygodnie na ty rosie. To, wisz, on był już suchy, a na rousie, to żeby, te paździory sie skruszyli, oudeszli oud włókna. I to sie ściliło takimi poukousami. No późni mama pójdo na łąke, zoubaczo, czy już można zbirać, i tako biero garść, czy sie oudłuskuje. Jak pougoda, sucho, bou jak wilgotno, to sie nic tam nie zoubaczy, tylko jak sucho, słońce. „A pójde ja zoubacze, czy już bedziem zbirać te poukosy, lien z trawy. A już można.” O tak o przynieso troszke i pokazujo nam, że już o sie sypie paździour, a włókno zoustaje. No to idziem zbirać. Pozbiramy to wszystko, już w wiązki większe, pouwiążem, takie duże, przewrusłami, pourobim przewrusła i nosim. Czasem to chłupaki przyjado wozem, zabiero nam. A czasem to płachtami nosim. No i co, jak pougoda, no i pougoda była i deszcze, to śmy znów rouzstawiali poupoud ścianami. Jak deszcz, żeby nie zamokło, żeby wyschli. Ale to jak już tam byli suche, to i poud ścianą byli suche prędko. Mamy mindliców trzy bou i matka międlili, ja i ciotka. Ale śmy najwięcej, my obydwie. I pod tym klonem, co tu stoi, kołki sie wbijało, mindlice sie nakładało. A to takie było: jedno deska, ale taka elegancko, w środku żłobek wykroujony taki, a ta deska grubości to była, żeby ten tu żłobek jeszcze wykroić, a drugi, co sie tak tłukło nim, to był… Jak tou sie nazywało? No, mało z tym. Tu sie poudkładało ten rowek, o te słome, a tu, drugi był takim znów szyber, taki sam długi jak ta mindlica, z rączko tu, a tu byli dwie dziurki, żeby ten szyber miedzy te rowki weszedł, no i by ni wyłaził, to sie klocki, takie koułeczki sie wstawiło. I ta międlica już choudziła. I to sie mindliło len. I zoustawało tylko włókno, a paździory lecieli poud spód tym wycieńciem. Wycieńciem i z boku. Ale po to to wycieńcie było, żeby tam ten len właził i ubijał i ubijała ten szyberek. I sie namiędliło tego, namiędliło sie. Już czyste, jeszcze tak sie wytrzeypywało. Bo to paździory nie wisz, nie tylko wyleco spod międlicy, ale trza jeszcze trzepać bou jeszcze między włóknem. Ale jeszcze paździorki byli. Późni chleb sie piecze, to sie w piec pchało. Wymiatało sie czysto piec, żeby ni było iskry, to moukro mietło, a gourący piec. A innym koubitom sie w piecu spaliło wszystko. Spaliło sie, bou czysto nie wymietła, a my już jak wymietali, to już mama zawsze „Czysto tam, czysto? Maczaj mietłe w wodzie i żeby nie było iskrów” Myśmy sie nieraoz bali z ciotko, że może gdzie iskra, to sie nam spali wszystkou. I w piec sie wsadzało te mindlone. O takiej długości, zależy jak urośnie len. Na końcach, o tak sie skręcało i tak sie zwieyrciło na środku i tu sie tak oubciągneło te końce i piec i piec. Jak robim coś w polu, to przyjdziem z pola w poułudnie, krowy wydoim, świniom sie poudaje, tam coś zjemy i idziem pocirać. Też takie same byli międlice, tylko dwa było tych rowki. Już grubsze i dwa rowki. I poucirało sie. To już sie tak nie międliło wiele, tylko ciungneło sie. No to już było czyste. Późni mama siadali, o taka pora już w listoupadzie, siadali i czeysali. I jak sie czeysało, to te wszystkie takie skądzirawione, wisz, włókna wychudzili, a tylko zostali śliczne. Czeysało sie już takie śliczne, śliziutkie włókno. W zimie siadali matka z ciotko i przędli. A ja choudziłam douiłam, parouwałam kartofle, świniom dawałam, drzewo nousiłam cały dzień. A łoni siedzieli i przędli ubydwie. Późni jak zrobio płótno, przywiezo w wałkach, zbite, już ładnie pouskłada ten. I nawet jak matka wouzili, oubydwieśmy z ciotko na stole, matka tu trzymajo, a my ten wał zbieramy obydwie po obu stronach stołu, a matka tu siedzo. Albo jedna z nas, a matka ze mno, czy z Maryśko, tu brali i składali taki wał twardy, na poułowe. A późni, to sie bieiliło. Rozciągało sie ou tu w sadzie, ji lało sie wodo. Tylko wyschnie, poleywaczka i wodo sie zl’eywało to płótno. I słońce prażyło i to sie tak bieiliło. Białe było na ty stronie, na jedny, na drugi. Oud ziemi było szare. A tu sie zbiel’ało, z wody. I raz żeśmy ni sprzątneli, a mama mówio „Oj tam, ni będziem sprzątać. O, pougoda, bedzie goutowe.” I ktoś nam w nocy ukradł. Dwa sznury.


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

A jak uprawiało się konopie?
A to, to głouwacze. Drobne jak nasionka, to sie chudziło pou tym zagonie i wybieirało sie. Ale nougami, tak sie rouzkraczało, żeby ni, ni deptać. Tośmy chudzili, wybierali, tyle śmy sie tego nawunchali tych kounopi, że nie trza było narkoutyku. A to taki smród. Oj, nie taki smród, tylko takie oudurzające to było. Ach, to były narkoutyki. Tośmy wybierali te drobne, łuskonie, a te grube głouwacze śmy zostawiali, żeby jeszcze rośli. A te łuskonie sie wybieirało, stawiało sie poud studoło, wyschli, nousiliśmy dou studoły i cepamiśmy młócili z ciotko. Ona za cep, ja za cep i śmy młócili te główki, tou nasiona te. Ściliło sie jeszcze kounopie, te łuskonie. A te głouwacze, to była roubota. Wyrywało sie, suszyło sie. Też sie młóciło, żeby nie było tych liści bo by gnili i w sadzawke, tu była taka duża sadzawka, mouczyło sie. Nousiliśmy płachtami, albo nam chłupaki przywiezo wozem te, te głouwacze. Układa sie w wodzie, pali sie cztery zabija i te pali ni puszczali im sie rozwalić, teyj styrcie siana tych głouwaczów. I tak oud pala dou pala kładło sie. Późni deski na wirzch, żeby nie płyneli. Sie przycisneło i kamieniami jeszcze i to stało ze dwa tygodnie. Mouczyło sie to wszystko. I też jak sie wyciungało z wody, też ou tak i poud styrte, poupoud studołe, suszyło sie i też sie tak międliło.
Hafciarstwo
Tradycyjny haft zamojski w XIX w. był wykonywany czterema rodzajami ściegu: tzw. kurpiowskim, stebnówką, krzyżykiem prostym i istabniańskim. Używano jedynie koloru czerwonego i czarnego. Używane motywy zdobnicze można podzielić na dwie grupy. Pierwsza to zgeometryzowane motywy kwiatowe i motywy geometryczne w układzie pasmowym, wykonywane ściegiem krzyżykowym prostym. Drugą stanowią układy pasowe z linii wykonywane wszystkimi wymienionymi powyżej technikami. Obie grupy, a także ich poszczególne elementy zdobnicze można było łączyć, ale zachowując zasadę: motywy kwiatowe i geometryczne zawsze stanowią centrum pola zdobniczego, a oddzielone są od siebie lub ograniczane z brzegów motywem pasmowym. Ten typ haftu nie zmieniał się, zanikł niedługo po pierwszej wojnie światowej.
Haft hrubieszowski i tomaszowski mają wiele wspólnego, a także podobny rozwój. W początkach XIX w. był skromny, wykonywany jedynie czarnymi nićmi. Używano ściegu krzyżykowego. Zdobiono wąskimi pasmami brzegi przyramków, kołnierza i mankiety. Stopniowo pojawił się także biały haft płaski, którym zdobiono kołnierze kobiecych koszul. Do końca XIX w. nastąpiło znaczne rozbudowanie motywów zdobniczych. Szerokie mankiety koszul zaczęto w całości zdobić gęstym haftem geometrycznym, coraz większa powierzchnia rękawów wypełniała się haftem o motywach roślinnych z elementami geometrycznymi. Pojawił się też kolor, początkowo w postaci drobnych czerwonych kwiatków na rękawach, a na przełomie XIX i XX w. dominuje już haft wielobarwny w formie zgeometryzowanych kompozycji kolorystycznych. Zdobienia haftem stosowano też w przedmiotach codziennego użytku, jak poduszki, obrusy, wstążki do świec, ręczniki ślubne. W czasach międzywojennych znów popularne stały się motywy kwiatowe, ale zgeometryzowane i różnobarwne. Na gorsetach, ciemnych wełnianych spódnicach oraz na zapaskach pojawia się haft płaski o motywach kwiatowych.
Życie codzienne w Niedziałowicach dawniej
Potrawy. Opowiada Teresa Rogowska


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Jakie potrawy najczęściej się gotowało?
Len, suszyło sie w blasze, w piecu ziarno. jI późni w krzynowek, wałkiem w krzynowku, jak tera sie wierci mak, tak sie te nasiona sie suszyło. U nas to ni było tak to przyjęte, ale na Przedmieściu, na Zastawiu tam w krasnystawskim tylko to. Bou ja chudziłam tam do szkoły u babki na Przedmieściu. Tośmy z dziadkiem, pamiętam, wiercili te nasiona, babka z pieca wyjeła. Najwieceyj jak sie chleb piecze, to sie ładouwało te nasiona lniane ji w piec i usechli w blachach i późni sie wierciło w krzynowku. To ja z dziadkiem wierciłam. Pamientam. On, albo ja trzymałam, a dziadek wiercił. A ja trzymałam miednice. A babka: „A już bendzie, wystarczy.” To zsypio tam w jaki garczek. Późni sie nagotuje kartofli, nie wisz, z tych nasion to taki uoleij był, ji pousypio, ousolo, strzochno te kartofle całe, ni miente i tym pousypio i tak sie jadło. Łyżko brało sie prosto z krzynowka, ni z miski, tylko z tego krzynowka. To sie nazywało musi z tabako te kartofle. U nas tego ni było, ale w krasnostawskim, jak byłam u babki tam, to to było. Do tych kartofli babka jeszcze ugotujo żuru jakiegoś, takiego siwego. To sie ni jadło nic cały tydzień mlieka tylko w nidziele, a cały tydzień post ścisły. Olej tylko. A w niedziele doupiro z mlekiem kliuski.
Co to był krzynowek?
Krzynowek, to sie kupiło oud garncarza, to jeszcze nie był wytarty z tego pyłu, co tam go wypalał w piecu. To jak sie zapomni, jak sie sypnie coś, to czerwone wszystko. Tośmy myli, szourowali ten krzynowek, żeby już nigdzie nie było na maku, czy na serze, jak sie ser wierciło.


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Jakie jeszcze gotowało się potrawy?
Jaglana kasza to mam goutowali. Pamientam, jak Władek do nas przyszedł, to była zima, listopad, grudzień, nou to śmy goutowali kasze. Jeszcze mama mówi tak: „Czy Władek bendzie jadł?” Ale goutowali. Jak nam, to i łon musiał. Ale poulubiał te kasze. Ale to była kasza smażona na mleku, taka gensta, łyżkami kładziona na miske. Talerzów ni było, tylko miski byli. jI gouroncym masłem poulewało sie, toupionym. No ousolone było, tośmy zawsze to jedli. A nie, to taka lepioszka była. Monka pod gryczany kaszy. Jak sie kasze roubiło, to tam sie sypała taka monczka. I te monczke dziadek przywiózł, to już z kaszarni z Chełma. Przywiózł taki woreczek spory, to mama goutowali. To sie nazywała lieymieszka. W garczek, baniak zaparzał z wodo i łona taka gensta, tak jak fuszer, może troszke rzadsza. No zależy jak sie zrobi, ale to tak było. I masłem pokraszali też. U nas masła było kupe. Toupionym masłem, też żeśmy jedli. Barszcze ukraińskie, kartofle z grochem. Taki był groch ryżowy jak paznokieć, może dłuższy i taki cieiniutki. Żydowskie kluski chłupaki nazywali. Tou sie kluski goutowało rżniente, takie też drobne i ten groch i mlekieym sie zalieywało. Ach to było jeidzenie. „Mamo ugoutujcie żydowskie kluski.” Grochu sie namouczyło, rouzmaite grochy sie sadziło i sie jadło. Z kartouflami kluski i z mlekiem. Dzisiej to nazywają spółka. Żadnych cukrzyców nie było, niczego. Jak była kiełbasa, to była swoja jak sie zabiło świnie. Może i sie kupiło, może i w mieście, ale tam od nas nicht ni jeździł, nie kupował kiełbasów, tylko swoje było wszystko. Mienso było. Że nie było loudówek, ale sie trzymało. Ou tu kiełbasy byli wisieli pou wedzeniu, wisieli w wendzarce i muchy nie było, niczego. Przeychouwały sie. Souliło sie z wirzku. Souliło sie, tera sie nie soli słoniny, tylko sie topi.

Przetwory mleczne. Opowiada Teresa Rogowska


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Jak robiło się przetwory mleczne?
Kiedyś pou prostu sie mówiło: mliko. Tera mleko, ser, a kiedyś mliko, syr. Jak o tak o mleka jest dużo. U nas sie przekreyncało wirówko, było uosiem krów, douiło sie rękami i kręciło sie co ranek mleko. Robili masło, wouzili do Krasnystwu na burse. Tera tou internaty so, kiedyś bursa. Takie małżeństwo miało duży dom i trzymali burse. Tou uod nas masło brali zawsze. Dwajścia kila sie zrobiło na tydzień, śmitane sie chłoudziło lodem, o tu w piwnicy śmy z babko nosili lód, spoud lipy. Tu chłupaki w zime z dziadkiem nawożo wozami, plewów sypanych, tu buda była słomo oubszyta, żeby nie było gorąco, blacha to sie rozgrzewała. Tu poud to lipo staro. Tam jeszcze troche tego dołka je. Taka piwnica była w ziemi. Tośmy douili rękami, w piwnicy sie roubiło masło, była taka beczka śliziutka ładna, była na nogach. Ojciec nasz kupił. To sie roubiło, ja wiem, dziesieńć kilo masła w ty beczce. Tośmy kręcili z babką. O tak roubiliśmy raz na tydzień. Śmitana była w piwnicy, w garkach glinianych, a późni po tyj śmitanie oubtakało sie świniom. Wiesz, ten biały garczek taki, wyskrabany, ale jeszcze śmitana była. Tośmy świniom zlieywali do wiadra, a tutaj narwaliśmy pokrzyw i w każdy garczek poukrzywa. Tak sie parzyło garki kiedyś. Nie tam, jak tera sie myje płynami, tylko poukrzywami. Matka wody nagoutujo i w każdy garczek i tak: oni lejo, a jedna stawia jeden na drugiego, jeden na drugiego przy kuchni, żeby sie nie przewrócili. I na ostatku już nalejo wszystkie te garki i poukrywko sie ostatniego nakryje i to sie parzyło garki na przyszłe śmietane. Jak sie naparzyło, poumyło sie, to taki kołek był, poustawiony speycjalnie na garki, na baniaki, na ten kołek sie wyniesie, uoni wywitrzejo i prosto późni sie brało poud wirówke na śmieytane. Na ciepłe, take fajne z wirówki. Tośmy śli nieraz dou szkoły, to mama nam śmietany naliewali w kubeczki i piliśmy. Take ciepłe śmietanke. Ja to niei mogłam nic. A babka piła twoja.

Pranie. Opowiada Teresa Rogowska


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Jak prało się ubrania?
Tu sie układało pranie, ni goutouwało sie, tylko sie zuliło. Bo jak zaczoł goutouwać takie kouszule, to jedna na jeden baniak by sie tylko zmieściła. Bo to grubsze. A tak sie naukładało tou u nas mama, ni zoulnika nie było tylko w bali, naukładali, naukładali i późni gorąco woudo goutowano z ługiem. Tera to proszek, kiedyś ług. jI sie nalało, a późni sie czymścić, jakąś płachto tako sucho, czysto, sie przykryło, żeby to sie parzyło. Zamiast goutować w baniaku.
Praca na roli. Opowiada Władysław Krzysiak


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Na czym polegała uprawa roli?
Tak meychanizacji nie było jak dziś. Jak w naszych stronach, to żniwarek było może cztery. Miał Król na Alieksandrze, Pikor na Adamowie, w Rybim nie było żniwarki, tylko roubili ludzie. Tu u nas wciąż roubiło trzech kusiarzy, matka najmowała. Trzech kusiarzy i sześciu pudbieraczy. To sie nazywało pudbieracze. Dou każdego kusiarza dwa pudbieracze szło. Czy dwie. Przeważnie dziwczyna i chłopak. Jedno podbierało, druge wiunzało. U nas w każde całe żniwa roubiło trzech kusiarzy. To kosiarz wykaszał morg pszeynicy, czy żyta. Jaka to była praca ciężka? Na morgu nakaszał dziesińć kup, jidenaście kup, różnie. Zależy oud zboża. Kusiło sie, wiunzało sie, stawiało sie dzisiątki. A późni stało to zboże tydzień, czy dwa zależnie oud pougody, wyschło nou i wouziło sie do gumna czy do stodół, do stert.
Buraki, kartofle, żyto, pszeynica, jęczmieyń, owies takie o rzeczy. To wszystko należało dou potrzeb gouspodarczych.
Żniwa trwali jakieś dwa tygodnie. Pu żniwach oudbywały sie doużynki. A na dożynkach?
No matka jeździła do Reyjowca, przywoziła beczke piwa, dwa cy trzy litry wódki i wszyscy ci ludzie cou roubili przy żniwach i przy zwózce. Matka robiła przyjęcie im. Przeważnie tou sie oudbywało w soubote albo w nidzele. Pili, tańcouwali. Nou i tak sie odbywali doużynki tak zwane. A takich gminnych doużynek jak tera to sie ni oudbywali.

Kultura duchowa

Obrzędowość doroczna
Przykłady: okolice Dubienki i Niedziałowice w pow. chełmskim
Andrzejki (29.11)
Wigilia św. Andrzeja jest czasem dziewczęcych wróżb matrymonialnych. Oprócz popularnego lania wosku, nasłuchiwania, z której strony zaszczeka pies (z tej miał pochodzić przyszły mąż), były też inne zwyczaje. Panny piekły bułeczki zwane kukiełkami, po czym smarowały je tłuszczem. Kukiełki rozkładano na ławie, a następnie wpuszczano głodnego psa. W jakiej kolejności pies zjadał bułeczki, w takiej dziewczęta miały wychodzić za mąż. Jeśli porzucił którąś nadgryzioną, znaczyło to, że daną pannę porzuci narzeczony. Wróżono też z drew przyniesionych z podwórza. Dziewczyna odliczała je parzyście, jeśli na końcu zostały dwa, znaczyło to, że tego roku wyjdzie za mąż, jeśli jedno – jeszcze co najmniej rok zostania sama. Panny odliczały też sztachety w płocie, powtarzając na zmianę: kawaler, wdowiec, aby wywróżyć, kim będzie przyszły mąż. Wróżyli także chłopcy. Wysoko pod pułapem lub w stodole zawieszano placek na sznurku. Każdy kawaler musiał podskoczyć i zerwać placek w całości. Jeśli mu się to udało, znaczyło to, że w tym roku ożeni się z upatrzoną dziewczyną. Po pomyślnej wróżbie częstował tę dziewczynę plackiem.
Chłopcy robili także różne psoty, np. wynosili rozebrany na części wóz na szczyt dachu albo zatykali komin szmatami.
Adwent
Podczas adwentu obowiązywał post, kto go zaprzestał, miał nie ujrzeć w Wigilię gwiazdy betlejemskiej. Wierni uczestniczyli w porannej mszy wotywnej – roratach. Na roraty wychodzono z domu o godzinie 2 – 3 w nocy, najchętniej gromadami. Wieczorami kobiety zbierały się, aby wycinać z bibuły firanki, kolorowe wycinanki na belki i futryny górne drzwi i okien, a także wyszywać lub wykonywać inne prace. Mężczyźni pletli ze słomy chodaki i miski, a także beczki z wikliny.
Święta Bożego Narodzenia
W Wigilię obowiązywały różne przesądy. Jeśli do domu pierwsza przyszła kobieta, krowy miały rodzić jałówki, jeśli mężczyzna – byczki. Nie należało nic pożyczać ani dawać, żeby nikt nie wyniósł szczęścia z domu. Na szczęście trzeba było zobaczyć w ten dzień pierwszego chłopca, ale bez kożucha. Na wieczerzę szykowano 12 potraw: fasolę na sypko z makiem na słodko, kapustę z grzybami, barszcz czerwony z grzybkami i fasolą, śledzie w marynacie z gorczycą pieczone w piecu na blachach z cebulą, bułką i jajkiem, kutię, pierogi ze zwarem (serem z siemienia konopnego), kartofle z olejem i parzoną cebulą, kluski z makiem, kaszę gryczaną z grzybami w kapuścianych kiszonych liściach, podpłomyki w roztartym czosnku z olejem albo prażuchę z gryczanej mąki (wyprażoną mąkę zalewa się wrzącą wodą, a następnie zapieka w piekarniku), kisiel z mąki kartoflanej i suszonych owoców, racuchy z cukrem, śliwki suszone i jabłka w kompocie.
W drugi dzień świąt (św. Szczepana) każdy z domowników obmywał twarz w wodzie, w której było siano spod obrusa. Potem do miski z tą wodą wrzucano pieniążek – miało to zapewnić domowi dostatek. Pieniążek ten przechowywano na następny rok. Od rana chodzili kolędnicy. Młodsi chłopcy kolędowali jedynie z gwiazdą. Śpiewanie rozpoczynano przed domem, by po zaproszenie przez gospodarza przenieść się do izby. Kawalerowie i młodsi żonaci chodzili z Herodem – czyli przedstawiali po domach scenki i dialogi. Za występ kolędnicy otrzymywali poczęstunek lub pieniądze. Późnym wieczorem zbierali się na ucztę u jednego z nich lub w domu, gdzie była panna. Zjadano dary z kolędowania i częstowano nimi gości. W innych okolicach kolędowano także w innych dniach aż do Trzech Króli.
W okolicach Dubienki w święto Trzech Króli (6.01) wieczorem chłopcy i dziewczęta małymi grupami chodzili na szczudraki: wołali pod oknem: „Wielmożny gospodarzu, przychodzimy z pozdrowieniem i jeśli się zgodzicie, dom uczcimy szczudrowaniem”. Śpiewali pod oknami kolędy, a gospodarz wynosił poczęstunek.
Dialog bożonarodzeniowy należy do najstarszych widowisk misteryjnych, opartych na technice dramatycznej, charakteryzującej utwory sceniczne średniowiecza. Poszczególne inscenizacje czerpano z Biblii, przedstawiano np. Adama i Ewę w Raju, scenę zwiastowania, pokłon Trzech Króli. Zwykle widowisko odgrywało kilku mężczyzn w największej chałupie, gdzie schodzili się wszyscy mieszkańcy wsi. Najpopularniejszym widowiskiem Bożonarodzeniowym były Herody, czyli przedstawienie, w którym brały udział rozmaite postaci: Herod, Śmierć, Diabeł, Żyd, Dziad, Turek i in. Chodzono także z kozą (żywą lub z przebierańcem).
Księdza chodzącego po kolędzie poprzedzało dwoje do czterech dziewcząt z kolędami. Były ubrane w saczki (krótkie kurtki na wacie), ciepłe spódnice, a na głowie miały kolorowe szalonówki z frędzlami.
Święta Bożego Narodzenia w Niedziałowicach

O Herodach opowiadają Marianna i Władysław Krzysiakowie:


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Jakie były tradycje bożonarodzeniowe?
Mnie tam mamy potrawy nie obchodzili. Ugoutowali, to tam zjadłam, a tu trza se buło ugoutować, pomyśleyć i zjeść. Ja jako meynżatka, to moge już powiedzić. Musiałam wstać rano, podoić krowy. Podawać świniam, kuram, miałam dużo kur. No, trzody chlewny.
Tak mówili, że aby meynżczyzna był, czy chłopczyk mały, to sie powiedzie ten rok. Bo jak koubieta przyszła, to nie. No i późni brałam sie za gotowanie wieczerzy.
Barszcz ukraiński. Z uszkami nie ładowałam, tylko ukraiński taki z kapusto, z grzybami. Zasmażke rubiłam z ouleju rzypakouwego lub z masła. Bo pach ten łolej rzeypakiem.
Bo ta uliwa dzisiej, to ja wiem, ze słonecznika, tam jeszcze z jakiegoś ziarka. Kapuste z grzybami z olejem rzypakowym, kasze gryczane z soseym grzybowym. No i jakieś takie placuszki. O, raczuchy, kompot z ouwoców suszonych.
Czym ozdabiało się choinkę?
Jak sie ouzdoby roubiło? No, łańcuszek roubiłam. Lial’ki kupowałam. Nóżki, rączki, łebki, a tutej tułów już roubiłam sama z dykturki, naszywałam tu gdzie mają być ręce i nogi i głowa, a późni roubiłam takie z bibuły karbowany sukieneczki. No ładne były. Przychodzka sumsiadka, to nakupiła bibuł i mnie dała, żebym naroubiła tych balutniczek. To sie nazywają nie lal’ki, tylko balotniczki na choinke. Bombki kolorowe, cukierki.
Jak wyglądała kolacja wigilijna?
Dziadzio (o swoim mężu) już przynosił wiunzeczke siana i poud chouinke sie kładło. I późni pou skończonych świętach wziało sie w przyściradełko, żeby sie nie krzyło na Szczypana wynusiło sie siano i koulorowy oupłatek zawsze był. Różowy, zielounkawy podfarbowany, to było pouświęcane, w sianie sie tak troszke zanurzyło i każdemu zwieirzęciu dou mordy sie dawało i to zjadła.
Przy wieczerzyśmy sie łamali oupłatkiem, życzenia sobie każdy składał i była krótka moudlitwa. No i późniśmy już siadali do wieczerzy pouśnikowy. A pasterka po puśniku, tośmysz’li. Pięć kilometrów żeśmy mieli. Albo jak był śnieg, tośmy jeździli sankami, jak upadł śnieg. A jak nie, to pichoto szoso i do Ryjowca najbliższego. To była parafia pod wezwaniem kościół świętego Józefata.
Jakie były inne zwyczaje bożonarodzeniowe?
A to zaraz w Boże Narodzenie, to to byli już Herody. Gwiazde mieli, kręciuł jeden chłopak. Tam tak było uszykowane. I była śmierć z koso, giabełek z ogonkiem i śpiewali kolendy. Giabełek z ogonkiem. Korzuch oudwrócony na lewe stronę i tu zroubiona taka czapka z rougami, wycięte z dyktury oczy widać i usta. A anioł stał i tak sie targouwali z giabłem. A giabeł mówi tak: „Twoja dusza moje ciało bou mnie sie tak spoudoubało.” Izydor, to był Żydem. Taki podgarbaty był bo tam wypchane miał barki, żeby był garbaty, słomo był przypasany, taka laga była długa i żydowska czapka i broda. Ale łon miał akcent żydowski. Takiego Żyda odegrał, że jak posz’li do Przybierowskich, to Przybierowski: „Czyj to jest? Czyj to jest?” „No, Czuby”. Jeszcze raz kazał odegrać. Na bis.
To tam był Król, tam był… No tak dobrze teraz to nie znam tych ousoubników. Kolendę przyśpiwali, dało sie tam pare złotych, czy jakich pierogów napiczonych jak to na święta sie piekło z makiem, z kapusto, takie bułeczki piekłam z serem, kruszonko posypane, sernik. Sernik, to więcy piekłam na Wielkanoc.
Na koulendników nie. No jest różnica bo w Herodach gwiazdy nie ma, ale też te ousoubniki so w Herodach. Jest Śmierć, jest Diabeł, Król Herod, jest Anioł. Bardzo dużo było tych ousoubników co naleiżało. A gwiazda, to takie chłopaczki, pou pół godziny przyśpiwają, pouśmieją sie, da sie pieroga, pare złotych i poszli dali.
Herody


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Jak wyglądały Herody?
Ja ci moge całe Herody oupowiedzić. Był król, dwóch marszałków, Turek, śmierć, Mazur, Żyd, diaboł, anioł. Aniołem, to był wciąż młody chłopak, skrzydła miał duprawione. Nou ładnie tou wyglądałou. Wchudziłou si dou miszkania naturalnie jak właściciel miyszkania chciał. Byli tacy co ni życzyli sobie tych herodów. Każdy miał inne role. Król grał role poważne. Elegancko był w kouronie ubrany, zasiadał na tronie, obok niego stawało dwóch marszałków. Przychodził Turek i mówiuł do króla: „O królu, królu co u tobie słyszałem. Kazałeś w Beytlejem dzieci wymordować, musimy sie na pałasze spróbować.” Turek wyjmouwał pałasz, i król i tam szczękali tymi pałaszami.
Mazur to był taki aligancko ubrany na prawdziwego Mazura. Był w taki długi sukmanie jak kiedyś Mazury chodzili, w czapce. Śpiwał: „Sem se ja Mazur, sem se bogaty. Świco sie na mnie pseślicne saty. Mom ci ja kosz’ul jedwabnych siedem. Jedna na mnie, druga w wannie, trzecia u szwaczki, czwarta u praczki, piąta w oknie, szósta moknie, siódme psy zjedli.” To śpiwaoł Mazur. A śmierć wchudziła, na biało ubrana, maska miała śmierci na twarzy, kose nie naturalne, sztuczne kose. Śmierć mówiła: „Ostatnie Ci słowo powiadam i na szyje Ci kose zakładam.” Każdy udegrał swoje role, to trwało dość długo, ze dwadzieścia minut. Właściciel tam dawaoł… Zależy ud domu. Jeden dawał złoutówke, drugi dał pińdziesiunt groszy, inny dał dwa złote. Także to sie zbirało piniędze. Byłem wysoki, czarny, to grałem Turka. Paciorki no to pożyczaliśmy ud panien tam, a pasy roubiliśmy z dyktury, te całe uniformy
z dyktury i ouklejane koulorowym papirem z gwiazdami, także aligancko wyglądało. Pagony były na ramionach.
O pośniku opowiada Teresa Rogowska


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Co to jest pośnik?
Pośnik, to już był, wydouiło sie krowy u siódmy i sie nigdzie ni chudziło. Już wszystko sie pouroubiło, poumyliśmy sie wszystkie najpierwsze, krowy sie wydouiło i już słomy sie do chałupy przyniesło i już sie zaczynało pośnik. W słome po wigilii pou puśniku pokładliśmy sie, kulendyśmy śpiewali, chuinka zaświencona, kantyczkeśmy mieli takie wysoke i śpieiwaliśmy kulendy z tyj kantyczki, z taki ksionżki. To sie nazywało kantyczka. I śpiwało sie.
O zwyczajach związanych z Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem opowiada Teresa Rogowska


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Co robiło się w drugi dzień świąt?
A na drugi dzień to sie jeichało saniami, bou tou zawsze był śnieg, saniami wszystkie, ile nas byłou du kościoła. Tylkou małe dzieci, tou już matka nie brali tych najmłodszych, ale my wszystkie starsze du kuścioła i z kuścioła znów też. Oubiad, to znów, tou była szynka piczona w blasze, w piecu. Pamiętam to. Rosół sie jadło z bułko. Bardzo dobry był. Ja dzisiej to liubie rosół, z bułko jeść. I nieraz mówie swoim, że tou dobre bo kiedyś my jedli. Piekło sie pierougi, z marmouliado swoja była bou sie smażyło marmoulade, pączki sie goutouwało takie w smalcu. Jak kiedyś tou było coś, takie pączki. Ciasta sie piekło, mazurki, swoje dobre i już.
Jak świętowało się Nowy Rok?
A Nowy Rok? Pamiętam jak byliśmy… U nas, to tak niei było tak, ale tam na Zastawiu, my byliśmy u siebie, zjeimy pośnik, jedziem na Zastawie, we czworo. Starsze dzieici, a te małe zoustajo ze służąco, bou kiedyś to służąca była. I jiździliśmy na Zastawie, pujechaliśmy tam na Zastawie, pu swoim puśniku, przyjeiżdżamy tam, tam już pośnik, też pu puśniku. Ale babka jeszcze Czubicha stawia wszystko, czynstuje swoim pouśnikiem nas. A niktóre dzieci zostajo. Mama jedzie ta, z łojcem du domu, a my zoustajem dzieci.
Du Nuwego Roku. A na Nowy Rok, ou tak o siedzim. Tam był taki zwyczaj i ou tak o rano babcia outwira drzwi, bo wchodzo z bykiem takim oukropnym dou chałupy. Prosto dou kuchni, dou chałupy. Taki oukropny byk, zwierze. Żywe. jI jak nawali w chałupie, nasra, no, to szczęście bedzie cały rok, temu doumowi.
Gdzie Pani spędzała Nowy Rok?
Ja u babki nieraz. My małe, zoustawio nas łojcy. A ja pamiętam, tou ja byłam nieraz dou Nouwego Roku. To, oj tom sie bała, gdzie to byk z rougami, to oukropny! Drzwi szerokie zawsze byli, ni takie jak tou teraz tam wuńziunie robio, tylko szerokie, żeby byk sie zmieściuł. Taki był zwyczaj z szerokiemi drzwiami buduwali.
Czy były jakieś zabawy noworoczne?
Ja wiem jakieś poutańcówki kiedyś byli. Tam w święta, to tak ni było zabaw. Co prawda to było za Niemców, później za tych souwietów. Tou tak nie było takich hucznych zabaw. Takie potańcówki byli weiczourouwe, na wieczór. W neidziele, to sie schodzo o takie, ło, młodsze, no panny, chłoupaki, ji tam jakiś dziadek pouryra nam na harmonii, a my pokycamy. A my pokycamy troche.
Czy były jeszcze jakieś tradycje związane ze świętami Bożego Narodzenia?
To byli Herody. O takie chłopaki, pudlotki po piętnaście lat schoudzili sie do nas o tu do dreywutni najwięcy. Tu nikt tak nie zaglądał, takie ło w jednym wieku. No ile ich tam trza było do tych Herodów. No to byli Herody. Izydor wujo, to był Żydem zawsze, śmierć była, króle byli. Taki Dzidek Goździuk, to był królem bou był taki wielgi. Tak o, pare tygodni przed świętami to już próby robio, takie rozmaite mowy.
Matki Boskiej Gromnicznej (2.02)
Dymem z poświęconej w kościele gromnicy naznaczano na głównej belce pułapu znak krzyża, który zostawał tam aż do wielkanocnego bielenia. Miało to chronić dom od gromów. Dzieciom przypalano gromnicom po kępce włosów z czterech stron głowy, aby nie bały się burz.
Zapusty (karnawał)
Okres od Nowego Roku do Wielkiego Postu był czasem zabaw, urządzano wesela i spotkania przy muzyce. Zbierano się na wieczornice, aby wspólnie wykonywać różne prace: haftowanie, przędzenie, tkanie, wyrabianie ozdób. Chłopcy przychodzili z harmonią, skrzypcami, bębenkiem lub innymi instrumentami, grano i śpiewano. Czasami na koniec odbywała się potańcówka i poczęstunek.
Na tych terenach śpiewa się wiele pieśni po ukraińsku (chachłacku), a także mieszanych językowo, w których nie dominują ani elementy języka polskiego, ani ukraińskiego.
W tłusty czwartek jedzono mięso i smażone na tłuszczu racuchy, pampuchy i pączki. W ostatnią niedzielę zapustów (ostatki, kusaki, kłódka) urządzano zabawy z tłustym jedzeniem i muzyką. Najchętniej tańczono drapaka i popadię. W pierwszym z tańców jeden z tancerzy tańczył ze zdartą miotłą (drapakiem). Po chwili następowała zamiana, a ten, kto został bez pary, musiał tańczyć z miotłą. W popadii tańczyła tylko jedna para. Po tańcu dziewczyna siadała na ławie, a chłopak przyprowadzał jej partnerów. Wybierała do tańca jednego z nich (dosadnie okazując pozostałym pogardę), a po tańcu chłopak siadał na ławie, a dziewczyna przyprowadzała mu partnerki.
Okres wielkanocny
Palmy robiono z suchych kwiatów, kocanek i nieśmiertelników, z zasuszonych kit oczeretu (trzciny) i suchych traw pomalowanych kolorowo, bazi, barwinku. Poświęconą palmą gospodarz wyganiał z domu złe duchy.
Jajka kraszono w cybulniku, zielonej oziminie, osikowych baziach (kutiaszkach), korze dębowej lub w korze dzikiej jabłoni. Takie jednobarwne jajka nazywano kraszankami lub byczkami. Następnie ostrym kozikiem (cygankiem) wydrapywano na nich wzory. Tradycyjnymi wzorami były grabki, jodełki, wiatraczki, zawijasy. Malowano też wzory przed farbowaniem gorącym woskiem, później po zdrapaniu wosku pozostawały białe miejsca. Za pomocą wosku uzyskiwano też wielobarwne pisanki.
W Wielką Sobotę chłopcy stawiali na którymś z podwórzy dużą huśtawkę z bali. Młodzież huśtała się na niej aż do niedzieli przewodniej (pierwszej po świętach). Dla dzieci stawiano krętawki: słupy z ruchomym krzyżakiem na górze, na którego końcach zawieszano postronki z siedzeniami. Krzyżakiem można było kręcić za pomocą łańcucha.
W Niedzielę Wielkanocną skorupki z poświęconych jaj rozrzucano w kątach izby, by zabezpieczyć dom przed robakami, podkładano je pod pierwszy zwieziony do stodoły snop, by chronić zboże przed myszami, podkładano je też kurom pod gniazda, żeby się dobrze niosły. Również z innymi poświęconymi pokarmami wiązały się różne obrzędy.
Zwyczaje wielkanocne w Niedziałowicach

Opowiada Teresa Rogowska


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Jak się wkraczało w okres Wielkiego Postu?
A jak Wielgi Post sie przełamywało, to Andrzejki roubili, to rouzmaite takie, łokna malouwali farbo. Wapnem wystarczyło. Jak która panna nie umyje łokien, to jo nazywali, że brudas. Późni chłupaki rano choudzili i patrzyli czy łokna myte. Nieraz jak u nas byli umalouwane, ale u nas tou tak rzadko, tośmy z ciotko zawsze do dnia[1] myli łokna żeby byli czyste bo jak bedo zwiedzać, to powiedzo, że my brudasy. łO tu u Nawrockich tak samo było panieyn ze dwie dourosłych.
Jakie były przygotowania do świąt Wielkiej Nocy?
A jak Wielgi Post przełamywało na Wielkanoc to u nas, zawsze sie popiół zgartywało w taki baniak, garczek był taki duży pamiętam. To chłoupaki zsypywali ji poźni w nocy chudzili gdzie panna była, to w te drzwi tym poupiołem i tym garkiem. Było różnie.
Na Wielkanoc piekło sie, jajka sie świeńciło, palmy. U nas zawsze była trzcina w sadzawce i koutki, barwinek. To już dziadek zawsze robił palmy. I była palma, taka prawdziwa palma. Bou tera to nawsadzajo kwiateczków, wsiego. Choudziło sie ze święconko do Reyjowca do kouścioła na szuste rano. Bułka, chleb, ser, masło, sól, pieprz, krzan, jajek dużo, bu nas było dużo, wszystkou sie rano jadło święcone, cały koszyk duży, nie taki tam tal’eiżyeczek jak tera, tylko duży kosz, że sie każdy jajkami najadł święconemi. Tośmy raniutko choudzili, ou, tu na rowy, na łąki i późni śmyprzysz’li dou domu.
Jaki były msze świąteczne?
A jeszcze, pierwsze jeszcze przed Bożym Naroudzeniem, tośmy chodzili na rouraty dou Reyjowca, dou kościoła na szuste. I zara dou spouwiedzi rano matka nas kierouwali „idźcie do spouwiedzi”. Poumylim sie, wieczór i jutro dou spouwiedzi, du kuścioła raniutko na rouraty na szuste.


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Czym malowało się jajka?
To święta jajkowe, no tou co. Trzeba troche umalouwać, żeby byli ładne pisanki na stole, w jakiej miseczce, skorupce ładny. U nas to tak pisanek sie nie roubiło, nie pamiętam, może czasem. Ale to nie było i farb, tylko to cybulo, to tym, to tamtym. U nas to tak nie było takich wydybów, żeyby tam jakieś farby, bou i nie kupiło sie. Tou my z babko, z cybuli sie takich byczków narobi. Byz skrabania, tylko takie.
Jakie były tradycje wielkanocne?
Przyjechało sie z reyzurekcji. A wozem, cały wóz nas było. Końmi. Chłupaki jeszcze konie wyczyszczo eleganckie. Bu nasze chłupaki, to starali sie, żeby uprząż była ładna. Kto pierwszy przyjedzie, to sie pierwszy oubrobi w żniwa. W Wielgie Niedziele, to sie ni spało, chciało sie poułożyć, człowiek był naroubiony troche przed świętami już, to sie niy spało, bo chwasty będą nam rośli w ogrodach, wszędzie. W dzień sie ni spało ni kazali matka spać.
Jak się odbywało śniadanie wielkanocne?
Jak sie przyjechało, to śniadanie. Barszczu mama nagoutowali, nakrajało sie kieiłbasy swojej własny, wieprzka sie zabijało zawsze, jajek sie nakraje, w miske, i jemy wszystkie przy stole. Późni tam to piczone, to herbata. Herbata nie, tylko kwiat lipowy, zawsze był. Herbaty nie było. Jak lipa kwitnie, to sie narwie i późni całe zime pijem kwiat lipowy i mjód był z beczko w chałupie stał na stołku. Każdy miodem se posłodził, bo cukru tak nie było jak za Niemców. I późni też ten miód stał, zawsze.
Majówki
Przed 1 maja dziewczęta stroiły wieńcami z sośniny, jedliny i barwinku przydrożne krzyże i kapliczki, przy krzyżach ustawiano ołtarzyki, a dookoła nich wkopywano kilka świętych brzóz. Przez cały maj wieczorami pod krzyżami i kapliczkami odprawiano nabożeństwa majowa (majówki).
Sobótka
Wigilia św. Jana (24.06) to święto związane z przesileniem dnia z nocą. Należy do najstarszych słowiańskich obrzędów ludowych. Najważniejszą rolę odgrywa tu ogień – przez całą noc młodzież paliła ogniska. Skoki przez ogień miały znaczenie magiczne: im wyższe, tym większe będzie zboże i len. Przed wschodem słońca dziewczęta puszczały na wodę wianki uwite z ziół (macierzanki, rozchodnika lub mirtu).
Źródła:
Adamowski Jan, Tymochowicz Mariola, Obrzędy i zwyczaje doroczne z obszaru województwa lubelskiego (próba słownika), [w:] Dziedzictwo kulturowe Lubelszczyzny. Sztuka ludowa, pod red. Alfreda Gaudy, Lublin 2001, s. 35-62.
Górak Jan, Tradycyjna architektura ludowa (zarys problematyki), [w:] Dziedzictwo kulturowe Lubelszczyzny. Sztuka ludowa, pod red. Alfreda Gaudy, Lublin 2001, s. 13-20.
Magdziakowa Alfreda, Rok obrzędowy mojego regionu. Ginące obrzędy, zwyczaje, wierzenia i pieśni kresowej wsi polskiej z okolic Dubienki w południowo-wschodniej Lubelszczyźnie, Lublin 2003.
Sztuka ludowa Zamojszczyzny. Informator wystawy, autorzy tekstów: Elżbieta Osińska-Piskorz, Ryszard Gapski, Ryszard Kamiński, Muzeum Okręgowe w Zamościu, b.d.
Tradycyjny haft ludowy województwa zamojskiego. Wystawa w salach Muzeum Regionalnego w Tomaszowie Lubelskim, czerwiec—sierpień 1988, tekst Ryszard Kamiński, b.m. i d.
Teksty nagrała i przepisała Marta Chrząstek.
Fotografie: Ewelina Kwapień, Bartłomiej Gołąb, Marta Chrząstek


[1] ‘przed świtem’



Wersja podstawowa

 
 
 
 

 

 

ISBN: 978-83-62844-10-4 © by Authors. Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Program Operacyjny: „Dziedzictwo kulturowe / Kultura ludowa”). Wykonanie: ITKS