Mapa serwisu | Tekst 17

Tekst 4 - Lasocin

Tekst nagrał, zapisał i opracował: Stanisław Cygan.
 
Informatorzy:
Konrad Błoński, ur. w 1935 r. w Lasocinie
Stanisław Wertka, ur. w 1950 r. w Lasocinie
 
Dawne zabawy dzieci wiejskich

Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)
 
 

 

- [A jakie zabawy miały dzieci dawniej, tak jak w czasie, nie wiem, jak pasły krowy, jak tam czy spotykaliście się, nie wiem, czy jak gęsi się pasło. No bo takie były zajęcia dzieci wiejskich.] 
- Ano to co była fajerka z kuchni i taki z drutu zrobióny, tu miało drewno, a tu drut wykrzywióny takiego na haka i tak jeden za drugim jeździł tymi fajerkami.
- Gorzy jak
 
 
fajerka pękła, to lonie.
- To bicie było, tak. Roweru nie było.
- A późni jak już troche rowery były, to te rajfy nastały, nie, i patyk. Ale to już był wyjątek, to wtenczas ten, co był bogaty, to te rajfe mioł, jak to mówio.
- Gajowy Stępiń do Lełona przyjechoł na rowerze. Tak się napatrzyłem na ten rower, mówie, kurde, nie bede się pytoł. Dawaj pod rame i... Chłop wysed, rowera ni mo. No ji przyjechołem. Nie powiem, żeby mnie zbił, tyko mówi: „Trza było mi powiedzić. Byłbym ci doł, byś se pojeździł, jag umies”. No i takie to były dzieciństwa, cholera tam. A jag Ruscy jechali, tam koło
 
 
figurki był rowek. I tu koło Wychowańca był taki rowek przepustowy. I my tam wiesz, nazbierało nos się tam kupa: „Sadi”, Ruski, mówi, no to my wchodzili na samochód. A jak tutej przyjechoł, zwolnioł „Wysadi”. To takie były zabawy. A zimom człowieku to te sanie, co, co koń ciągoł, deske się położyło, lampki w ręku i tam łod Święty Ruzalii.
- No jeździlimy.
- Całe grupy. I na Pioski szły sanie. Tako była zabawa. A piłka? Była, ale ze szmat. Uszyte było, szmaty napchane, twarde. Bo co to za zabawa. Ale te dzieci się cieszyły.
- [A za krowami co robiliście?]
- Za krowami to człowieku!
 
 
Pazem krowy w Dębinie. Tak mi się spać chciało. Mówie: „Co jo tu zrobie?”, no. Wzionem se krowy, uwiązoł postrónek za nogi. Jak przyszed ten bąk, jag
 
 
uchloł, jak te krowy, kurcze, jak poszły ze mnom. Ni mógem się wiesz, łodplątać. No dobrze sie skóńczyło, bo był rów. Krowy stanęły.
- Do włody.
- Bo nie wiem jakby było dali. A bili nos człowieku
 
 
sąsiady, bo to trza było paź na granicy, nie. A w Dębinie my paśli z Jurkiem, to wiesz. Miołem gorczek tam w Dębinie.
- I dojiliśta.
- W jałowcu. Kromke chleba się brało. Krowa tako garbato była. Dojilimy te krowe i pilimy mleko. No chleb był, tak.
-  A w dómu mleka nie było, nie.
-  No, bo wiesz, jak to pośli do dojinio. Krowa mało mleka daje. A co my mieli, wiesz, jak przyszło lato, to dzieci wszystkie robiły partyzantke. Karabiny drewniane na śnurku. Nie myśl se, to się strzelało, gumka była. Tam się ładowało te naboje drewniane bądź te kulki, wiesz, te czubki same. To jak żeś polnął, to szyba poleciała. Tu na plecach momy taki, panie,
 
 
uzbrojoni, cłowieku. I wyruszylimy na podbój do łOleszna. Niby do łOleszna, ale gdzieś tam pojechali. Wyjeżdżomy tam jak, jak, jag Maryśka mieszko, Wertka, no.
-  Do Łazu.
-  Niemcy jado. O tero nom dało. Ani uciekać, bo wiemy dobrze, że nie trzeba uciekać. Człowieku, podjechały. Nichtóre się śmioły, a nichtóre klęły tak po niemiecku na nos, rany Boskie.
 
 
 
 
 

 

 

ISBN: 978-83-62844-10-4 © by Authors. Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Program Operacyjny: „Dziedzictwo kulturowe / Kultura ludowa”). Wykonanie: ITKS