Mapa serwisu | Obrzędowość na Biskupiźnie

Kultura ludowa południowej Wielkopolski

Ewa Rodek

(zdjęcia: Aldona Rogowska, Maciej Łabudzki)

Spis treści
Obrzędowość doroczna
Obrzędowość na Biskupiźninie
Hazacy
Obrzędowość na Biskupiźnie

Chrzest

Dziecko ubierano do chrztu w białą koszulkę zawiązywaną pod brodą na białą lub różową wstążkę, a na główkę zakładano czepek z różową wstążką. Zanoszono je do kościoła na poduszce z bogato haftowaną poszwą, przewiązaną dwiema wstęgami z wyszytymi motywami roślinnymi. Poduszkę tę specjalnie formowano tak, aby powstało gniazdo, w którym można było ułożyć dziecko (podobnie jak w Szamotulskiem). Po II wojnie światowej noszono dzieci w podłużnej poduszce, złożonej na pół. Ojciec chrzestny nakładał na tę uroczystość wołoszkę, zaś za wstążkę kapelusza zatykał kwiatek pelargonii lub gałązkę rozmarynu (Atlas… 1953: 14). Niezamężna matka chrzestna ubierała się tak, jak na ślub, ale z tyłu nie przypinała wstążek w kwiaty. Gospodyni zaś zakładała świąteczny strój, a głowę przystrajała kapicą (czepcem z pięknymi, kolorowymi wstęgami z tyłu) obwiązaną jedwabną chustką (Atlas… 1953: 32).

 

Po powrocie z kościoła kładziono na chwilę dziecko pod stołem, wierząc, że obudzi to w nim pokorę. Wypowiadano przy tym słowa: Zabraliśmy poganina, a przynieśliśmy chrześcijanina. Formuła ta była znana także w innych regionach Polski. Goście zaproszeni na tę uroczystość przynosili ze sobą podarki, nie dawali ich jednak rodzicom, lecz kładli na poduszce przy główce dziecka (Bzdęga 1992: 11-13).

Śrendziny, ślub i wesele

Jeśli chłopak i dziewczyna mieli się ku sobie, to kawaler posyłał faktorów na wywiady do rodziców wybranki. Nie były to jeszcze oficjalne oświadczyny, a jedynie próba poznania opinii rodziców na temat kandydata na męża ich córki lub ewentualnie wzbudzenia sympati do niego. Dalsze kroki kawaler podejmował wtedy, kiedy wiadomo było, że przyszli teściowie przyzwalają na ożenek. Wówczas rodzice chłopca wysyłali swatów do rodziców panny, żeby przeprowadzili rozmowę dotyczącą posagu i ustalili datę zaręczyn (dawniej śrędzin).
W dzień zaręczyn w całej wsi wiadomo było, że chłopak jedzie z drużbą do panny, ponieważ z daleka słychać było ich głośny śpiew. Kawaler zatrzymywał się przed furtką swojej ukochanej i, nadal śpiewając, czekał na zaproszenie do domu. Jeśli go przyjęto, zaczynał piękną przemowę, w której prosił przyszłych teściów o rękę ich córki. Kiedy ci się godzili, matka narzeczonej przynosiła młodym jabłko przekrojone na pół. Po tych zabiegach zastawiano stół i biesiadowano. Wieczorem przybywali też rodzice narzeczonego, krewni, drużbowie oraz sąsiedzi i biesiada przedłużała się do późna.
Na znak zbliżającego się ślubu po pierwszych zapowiedziach narzeczona wkładała narzeczonemu za wstążkę kapelusza gałązkę rozmarynu (wianuszek) obwiązaną zieloną wstążeczką. W tym okresie narzeczony nosił zielony świtek przy kołnierzyku. Dziewczyna nosiła w każdą niedzielę inny spódnik, stroiła się, by wypaść jak najlepiej. W latach powojennych zmodyfikowano ten obyczaj: narzeczeni z lewej strony kapelusza zatykali małą gałązkę rozmarynu, imitującą dawny wianuszek. Po pierwszej zapowiedzi młodzi zapraszali gości na ślub i wesele.
Wesela wyprawiano w dni powszednie, dlatego wszystkie zabawy musiały skończyć się we czwartek o północy (w piątek nie wolno było się bawić). Zatem u bogatszych gospodarzy ślub zaczynał się w poniedziałek lub wtorek, zaś u biedniejszych w środę albo we czwartek. 
Panna młoda miała na sobie nowy strój świąteczny. Na białą bieliznę wkładała cztery spódniki: spodni był czerwony watowany; dwa środkowe, białe, bogato haftowane, z wieloma fałdami podtrzymującymi spódniki jak krynolina; zaś wierzchni z zielonego jedwabiu z czterema zagiętkami (fałdkami poprzecznymi u dołu). Do tego bladoniebieska lub biała zapaska. Na górę panna młoda zakładała obcisły kaftanik (kabat) z pelerynką i czerwono-zieloną jedwabnicą (niewabnicą) opadającą na plecy i skrzyżowaną na piersiach. Szyję zdobiły dodatkowo kryzik i sznur czerwonych, prawdziwych korali. Głowę panny młodej przystrajała tiulowa kopka z sześcioma haftowanymi wstęgami z tyłu, do której przypinano rozmaryn – symbol nowożeńców. W ręce panna młoda trzymała chusteczkę, książeczkę do nabożeństwa i różaniec (Atlas… 1953: 29).
Druhny ubierały się tak samo, tylko nie miały wstążek i jedwabnicy, a zamiast kaftanika wkładały czarną jaczkę z tiulowymi ozdobami u dołu. Według informacji zebranych przez A. Glapę, każdego dnia wesela panienki przywiązywały swoje czepki inną wstążką: pierwszego dnia – różową, drugiego – żółtą, a trzeciego – białą. Wcześniej ustalały też kolory spódników i zapasek (Atlas… 1953: 29).
Zaproszeni na ślub kawalerowie jechali do kościoła w białych bryczesach, amarantowych jakach, wołoszkach i białych rękawiczkach; obowiązkowo zabierali też ze sobą swoje obrzędowe baty z przypiętą na szczycie chustą turecką, którą na weselu druhny zamieniały na białą chustę. Starsi zakładali białe koszule, kamizelki westki, brązowe jaki w kratę, czarne sukienne spodnie i buty do kolana, a także obowiązkowo wołoszki. Długie wołoszki można było zdjąć po przetańczeniu trzech tańców. Wszyscy mężczyźni, którzy bawili się na weselu, mieli gałązki rozmarynu i różowe lub zielone świtki włożone za wstążki kapeluszy (zielone, jeśli byli gośćmi pana młodego; różowe, jeśli młodej). Taką samą świtkę noszono przypiętą do kołnierzyka koszuli.
Druhna na lewej piersi przypinała drużbie wianuszek, a drugi zatykała za wstążkę kapelusza. Pan młody był ubrany w czarne spodnie, za wstążką kapelusza miał zieloną świtkę i wianuszek, a w ręku trzymał brzozową rózgę (znak ojcowstwa) przewiązaną przez środek zieloną wstążką. Na przełomie XIX i XX w. moda ślubna w tym regionie zaczęła się zmieniać i młodzi panowie, zamiast czerwonych jak, zaczęli zakładać czarne sukienne marynarki (Atlas… 1953: 14).
Przed odjazdem do kościoła, w domu panny młodej drużba wygłaszał przemówienie, w którym witał zebranych gości, a żegnał stan kawalerski i panieński narzeczonych. Po przemowie drużby państwo młodzi klękali przed rodzicali i prosili o błogosławieństwo, po czym drużba dawał znak do odjazdu. Zanim jednak odjechali, kucharka kropiła wszystkich wodą święconą, aby nic złego się nie przydarzyło w drodze do kościoła.
W orszaku ślubnym najpierw konno dwójkami jechali kawalerzy, za nimi podążała trójka – pan młody, drużba i półdróżba. Za jeźdźcami dostojnie toczyły się bryczki, a w pierszej z nich panna młoda z druhną i gospodynią, która miała dokonywać oczepin młodej mężatki.
Po powrocie do domu weselnego goście gromadzili się na podwórzu. Starszy drużba pukał do drzwi, ale zamiast gospodyni, odpowiadła mu kucharka, która pytała:

(Kucharka) Skąd jedziecie?

(Drużba) Z kościoła Bożygo.

(Kucharka) Co wieziecie?

(Drużba) Stan małżyński.

(Kucharka) Kto wom dowoł?

(Drużba) Kapłan rzymski!

(Kucharka) To zaśpiewejcie: „U drzwi Twoich…”

Po odśpiewaniu przez wszystkich pierwszej zwrotki, gospodyni otwierała weselnikom drzwi, zaczynały się tańce, zabawy i poczęstunek. Na początku wesela panny przywiązywały kawalerom do batów białe chustki, które służyły do ocierania potu; poza tym przez owe chusty kawalerowie obejmowali w tańcu dziewczęta, żeby nie pobrudzić im się strojów. Po śniadaniu złożonym z kawy, placka, chleba i kiełbasy mężczyźni zdejmowali wołoszki, a kobiety zakładały lżejsze stroje do tańca. Zaczynały się też przyśpiewki weselne. Jedna z nich brzmiała następująco:

Niedaleko Domachowa

Wypłynyły trzy jeziora,

Wszystkie dróżki zalały,

Aby jedna została.

 

Co po niej Jasiek chodził

I Kasieńke odprowodzoł.

Zerwoł jabłko w ogrodzie

I kuloł je we wodzie.

 

Kulej mi się i obrocej

Jeno mi się nie pomoczej.

Kulej mi się ku temu,

Ku dziewczenciu mojemu.

 

Jabłuszko się zakulało,

W okieneczko zapokało –

Czy ty śpisz, czy czujesz,

Czy innego nocujesz.

 

Jo nie śpie, jeno czuje,

I innego nie miłuje,

Tylko ciebie Jasinku,

Na tym siwym koniku.

 

A po czem żeś ty mnie poznała,

Żeś Jasinkiem mnie nazwała.

Poznałam cie po głosie,

I konika po nosie.

 

Oj! ty dziewulo serdeczna, serdeczna,

Dej mi buzioka, boś grzeczna (bis)

A jo ci nie dom, choć byś konoł (bis)

A przecież byś się zlitowała,

Jakbym konoł, to byś dała. (bis)

(Bzdęga 1992: 31)

Na wielkopolskich weselach i innych zabawach obrzędowych najpowszechniejszym tańcem tradycyjnym był wiwat. Miał on bardzo szybkie tempo, tańczono go na dwa plus (2/8). Na Biskupiźnie był to taniec popisowy dla wszystkich tańczących par, ponieważ tańczono go w pewnym porządku (Bzdęga 1992: 100). Po wiwacie w południowowielkopolskiej tradycji następował przodek – taniec znacznie wolniejszy i spokojniejszy. Był to ulubiony taniec starszyzny, ponieważ należało go tańczyć z dostojnością. Po przyśpiewce do przodka honorowa para, drepcząc małymi kroczkami, obracała się wokół własnej osi i przesuwała na środek sali. Kawalerowie tanecznym krokiem obiegali tę parę, tworzyli koło, przytupywali, przyklaskiwali i trzaskali batami obrzędowymi. Zabiegi te nazywano służbą. Kiedy przodująca para miała już dość, wówczas przodek wołał: Chos!, podchodził do kapeli i śpiewał przyśpiewkę do równego (Bzdęga 1992: 101). Równy to taniec trójmiarowy, zwany polonezem ludowym, ponieważ pary w tym tańcu szybko wirują, ale też niekiedy dostojnie kroczą para za parą. Para prowadząca wykonuje kolejne figury, zaś pozostali tancerze je powtarzają. W równym także wszystkie pary mogą się popisać swoim tańcem. Nie czynią tego jednocześnie, ale kolejno wirują przed przodownikami (Bzdęga 1992: 102).
Po kolacji weselnej druhna wygłaszała przemówienie na cześć państwa młodych, w którym zapowiadała moment oczepin. Wówczas gospodyni, która miała przypiąć pannie młodej czepiec, stawiała przed panem młodym talerzyk z jabłkiem i rozmarynem. Był to znak, że młody mąż musi zapłacić za czepiec swojej żony. Gospodyni zaczynała przyśpiewkę:

Oj ty miły młody panie, co się dzisiaj z tobą stanie,

tobie winiec odbierzymy, pannę młodą oczepimy. (Bzdęga 1992: 38)

Kiedy pan młody wrzucał wreszcie na talerz pieniądze, panny zabierały mu wieniec, który miał przy kapeluszu, a gospodyni zaczynała krążyć od pana młodego do drużby, od drużby do kolejnych gości. Jeśli wrzucili na talerz pieniądzie, mogli liczyć na poczęstowanie wódką. Przez cały czas tej zabawy goście przekrzykiwali się w zaśpiewkach, po czym gospodyni z panną młodą odnosiły talerz do innej izby. Następnie drużba prosił młodą mężątkę do równego. Goście odśpiewywali obrzędową pieśń, nazywaną służbą przed czepcem:

Połamały mi się

u łóżeczka nogi,

a kto mi je sprawi.

Mój Jasiek drogi.

Jaś poił konie,

Kasia wode brała,

Jaś sobie zaśpiewoł,

Kasia zapłakała.

Nie płacz Kasia Jasia,

Jasia zabitygo,

Bydziesz wybierała

Z tysiąca jednygo.

Choćbym wybierała

Z tysiąca i ze dwóch,

Nie byde już miała

Takiego, jak jego. (Bzdęga 1992: 38)

Podczas tej pieśni, dookoła izby chodziło kilka młodych par. Musieli być pochyleni, bo służyli panieńskiemu wieńcowi. Jeśli starsi dostrzegli, że młodzi nie pochylają się dostatecznie, bili ich laską po karku. Pod koniec muzyka przyspieszała, a do tańca dołączali się drużba z panną młodą, która tańczyła swój ostatni panieński taniec. Wówczas młodzi prostowali się i zaczynali chodzić szybciej po izbie. Gospodyni, która miała wprowadzić młodą do kręgu mężatek, próbowała przekupić drużbę, by oddał jej pannę młodą. Jednak on nie dawał się przekonać. W tym samym czasie panna młoda starała się uciec do komory, ale drużbowie pilnowali wejścia. Taniec powtarzał się trzy razy. Za trzecim razem młoda uciekała drużbie do komory, gdzie gospodyni z druhnami przyczepiała jej czepek kobiecy. Nie był to jednak koniec oczepinowych zabiegów, ponieważ gospodyni wypuszczała z komory przebranego chłopca, zamiast pani młodej. Młodożeniec spoglądał na tę postać i odmawiał przyjęcia jej pod swój dach. Przebraną „żoną” insteresował się za to Żyd, który zaczynał się targować z gospodynią, ale ta nie chciała mu jej sprzedać. Po schowaniu przebierańca do komory wyprowadzano inną szkaradną postać. Dopiero za trzecim razem wychodziła pani młoda. Wówczas młody przytulał swą żonę i zapraszał wszystkich do tańca (Bzdęga 1992: 32-33).

Pogrzeb

Dawniej mężczyzn ubierano do trumny w białą koszulę i kołnierzyk, do tego zakładano im czarne spodnie, kamizelkę i wołoszkę. Zamiast butów na stopy zakładano czarne papierowe trzewiki. Młode mężatki chowano w stroju ślubnym z czepcem obwiązanym jedwabnicą. Mężczyźni odprowadzający zmarłego nigdy nie zakładali białych spodni ani czerwonych jak. Ubierali się głównie na czarno. Kobiety idące za trumną wybierały ubrania w ciemnych kolorach, a głowy okrywały chustami.
Na Biskupiźnie zachował się zwyczaj odprowadzania nieboszczyka do pierwszego krzyża za wsią i żegnania go przemową. Wygłaszał ją zawsze ten sam gospodarz we wsi. W kilku zdaniach żegnał on zmarłego, w jego imieniu dziękował i przepraszał rodzinę oraz przyjaciół, a także mówił kilka ciepłych słów o nim samym. Następnie zgromadzeni jechali do kościoła, a po pogrzebinach rodzina zmarłego zapraszała wszystkich na poczęstunek (Bzdęga 1992: 85-87).

Wieniec

Po skoszeniu zbóż młodzież urządzała zabawy w gościńcu (karczmie). Wybierano przodowników zabawy, najczęściej zostawali nimi syn najbogatszego gospodarza i najładniejsza panna. W przeddzień święta żniw dziewczęta plotły wieniec, który konstruowały z drutu lub drewna, a następnie oklejały i upiększały białymi wstążkami, srebrnymi i złotymi nićmi, polnymi kwiatami i oczywiście wszystkimi gatunkami zboża. Zazwyczaj pleciono tylko jeden wieniec – dla gospodarza przodownika, ale niekiedy wyplatano jeszcze inne (dla księdza proboszcza oraz starosty). W samo święto żniw młodzież schodziła się do domu, w którym pleciono wieniec. Tam czekał na nich poczęstunek, a radość z ukończonych żniw była tak wielka, że tańce zaczynały się już w tej chacie. Po kilku wiwatach wszyscy podążali do gościńca, gdzie czekała na nich orkiestra. Przodownica niosła wieniec, dlatego podczas tego święta nazywano ją także wieńcową. Przed wejściem do karczmy ona i inne panny śpiewały piosenkę wieńcową, w której trakcie wręczały wieniec przodownikowi:

Niechaj byndzie pochwalony Jezus Chrystus nasz,

Jezus Chrystus nasz,

Przyszliśmy tu z naszym wińcem,

Przyszliśmy tu z naszym wińcem,

bo już na nos czas.

 

Przyszliśmy tu z naszym wińcem

I z Panem Bogiem.

Stanyliśmy tu przed tobą,

Przed gościńca progiem.

Otwórzcie nom moi mili,

Szyroko wrota,

A bo nom się skończyła żniwno robota.(Bzdęga 1992: 54)

Całej uroczystości towarzyszyło wiele pieśni obrzędowych. Jedną z przyśpiewek, do której muzykanci grali przodek, była:

Biskupionka dyby szklonka chodzi po sadzie, po sadzie,

upatruje sobie miejsca, gdzie się układzie, da, dana (bis). (Bzdęga 1992: 56)

W trakcie zabawy przodownik musiał przetańczyć z każdą panną choć jeden taniec; powinien był też dbać o to, by nikomu nie zabrakło jadła i napitku.

 

 

poprzednia następna

 
 
 
 

 

 

ISBN: 978-83-62844-10-4 © by Authors. Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Program Operacyjny: „Dziedzictwo kulturowe / Kultura ludowa”). Wykonanie: ITKS