Opis dialektów polskich | Dialekt małopolski | Lubelszczyzna zachodnia | Gwara regionu (wersja podstawowa) | Tekst 2 (Giełczew)

Tekst gwarowy — Giełczew 2

Aleksandra Krawczyk-Wieczorek   
Nagranie: Kamila Dutkiewicz i Martyna Przedpolewska
Przepisała Monika Kresa, opracowała Aleksandra Krawczyk-Wieczorek

Informatorka: Genowefa Rubaszka, ur. w 1934 r. w Giełczwi.

Rodzice pochodzili z Giełczwi. Ukończyła 4 klasy szkoły podstawowej.







Jak Pan Jezus po padolie chodził



Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)


Tak było. Nikt tego nie wjedzioł,
nicht nie wierzył ji ten Pan Jezus chodził se po padolie, normalny dziaduszek, w takij sukmaninie,
worcyna, kartofel’ w rogu,
śnureckiem przewiunzany,
cópcyna, w sandałach,
brunzowo… ta, sukmanina, alie chodzi po chałupach, nicht nie wjedzioł, te jinne wiedziały, że to łón. Żydy wiedziały. „O, to – mówi – prorok! Ón chodzi tu i liudzi mówi, że to łuzdrowio i wszystko
wi, to prorok”.
Poszeł ten Pan Jezus, chodzi se, jak które takie, to dawały tam kawołecek chleba, jajko, w ten worcyna. Cy łón tam nie
jod, cy może bidnem takiem, bo tez były bidne, bidne, a bidne, umirały z głodu, tak. I przyszeł do jednyj sumsiadki, ta sumsiadka była bougato. Jak
r¦az sie zmówiły, że razem chlib piekły w
pjecu,
dziże takie były… Jo mjałam te dziże, Mietek
wziun. Ji przyszeł to tyj bogatyj i mówi tak: „Może byś mi, gosposiu, łupiekła taki
popłonycek okrengły”. To długo piekły te popłonycki przy chlebie.
Rozgarneny w pjecu łogień, troszki sie
czszón nagrzoł, a później na łopacie i dwa pópłónycków na pamiuntke Pana Jezusa to
sodzały. A potem już chlebuś normalno, jak kónie wyciungały z pieca, po czszy buł… po czszy kila, po czszy i pół, takie buły duże czszy rzędy, tego chliebusia, tak. To był dópiro chlebuś, taki dobry, to, tero nie
je taki chlib, nie je chlib taki, nie Stasiu? To był bochnio, jak się liotało, to s…
cuć było, sie wzieno taku przyliepke do kieszónki, to sie wunchało, żeby dłużyj był ten chliebuś, ta przyliepka. Nu i ta kobita mu łodmówiła, ta bogocka, temu Pana Jezusowi: „Aj, nic z tego, bo jo tu jeszce bede
polić, bo kiepsko mi sie napoliło, a tu już mi wyrosło – mówi – ciasta i tego, czsza jeszce polić”. Nie łupiekła tego popłonycka. Przyszeł se ten Pan Jezus, tak jak o, łod sumsiadki do mnie. Alie jo już w piecu napolióne, już mom sodzać chlib i mówie tak: „łOj, za rutko, już wygarne z pjeca węgiel’, a wy se dziaduniu troszki…” Tam ni było ani „panie”, ani tam co. „Wy se, dziadecku – mówi – tu troszki siuńdźcie, to jo – mówi – zaroz wygarne łogiń i zaro wóm upieke tego popłunecka”. „To dobra, to dobra, to ja pocekom troszke”. Upiekła ta kobita, ni wiadómu kiedy sie łupik, bo to tak Pan Jezus zrobił. łUpik sie ten popłonecek, upiekła dwa, posmarowała
skórku słuniny, łyśni sie jak nie wiem, dobry. Skosztowoł, oj dobry, życy jij tam wszystkiego doubrego, żeby długo żyła, szcęścia, żeby nie pragnena tego chliebusia i tego pópłónycka, żeby miała
dossyć tak. Nu i poszeł. Idzie to teyj drugiej, a ta drugo mówi tak: „łOj, nic z tego, ło jeszce będę w piecu polić, bo kiepsko sie napoliło ji – mówi – nie bede jeszce sodzać chleba”. I tego chliebusia nie… tego, tego popłonyka nie łupiekła. Jak óna tak rzekła, że jeszce bedzie w piecu polić, tak wygasło co do dna, nie było nic, zrobiło sie w piecu
corno. Chliebuś w dziży
upod, upadło, zrobiła sie ś ciasta skała. Leci do sumsiadki. „łOj – mówi – wisz co, chodził tu taki i taki, nie bede po… flitać, bo bym zgrzeyszyła mocno, ji mówi: „Pacz, wziun
łurzyk i chodź zoboc, w piecu zamiast – mówi – żeby sie czszón nagrzoł i tu – mówi – jiskrzył podniebienie, to łu mnie zrobiło sie corno maź. Co tu robić?” A óna mówi: „Paczsz, wyjenam chliebuś, poukłodany koło pjeca.” Bułki ślicne, wsmarowane
słóninu, skórku, błyszcunce, jeszce takie róbiły paliuszki, o dóókoła
tryfióne buły. „A łu mnie popacz, co sie zrobiło”. „A jo – mówi – bede jeszcze
drug¦i_roz chliebuś sodzać z tego zokwosku”. Bo sie dziżke, jak sie chlebuś wsadziło, to to ciasto jeszce było wkoło tej dziżki w środku, to sie brało noża, ślicnie sie wyskrzybało, to ciasto, troszke munki, zarobiło sie taki, tego zókwosku nazywały jak buchenek chlieba mały. Ruszyło sie, wyniesióne było z
dziżu do komory, już na drugi, na drugi roz, już jak sie chliebuś piekło, to już ten zokwasek sie rozbełdało, z wodu z cieplutku, munka bez
sitko
przesióno, rożcynióne, potem sie różcynu mięsiło ciasto wyrosło i w pjec sie sodzało chliebuś.
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »
 
 
 
 

 

 

ISBN: 978-83-62844-10-4 © by Authors. Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Program Operacyjny: „Dziedzictwo kulturowe / Kultura ludowa”). Wykonanie: ITKS