Nasa babka była g|aździnom takom, ze na n|iedziele kupili dwajścia pieńć deka cukru, jednom c|ykoryje, coby kawe zróbić, i bochenek chleba. To nom
ukroli po kawołku, al'e nie kroli tak prosto jak to my teraz, ba to takie k|ozidła taki były. Po jednej kromce ci dali, no ale tu człowiek byłby ze trzi zjod, ni? My małe dziewcynta – no to, kochana moja – to było tak, ześmy poł tej kromki pod dupe s|chowały i p|atrzały, zeby nom tez jesce babka p|oprawiła. Bo moja mama ni miała prawa do tego, mama była tak obdzielano jak my. Babka rządziła. Mięsa jak n|awarzyli na
połednie,
kwaśnice, siadła na stołek, miske tu, duzom, kazdemu tam
łobłupiła, trzasła na talyrz. A my by byli po dziesięć razy tyle zjedli. A tu nie było. W|ielganoc, Świ
ęta, to cłowiek sie wtedy ciesył, bo jak była wiglijo, to było pierse taki, psinieśli choinke do ch|ałupy, chlyb na rynce, powinsowali, po tego... starom choinke brali, podpalali pod domem w ogrodzie i popod wszystki drzywka chodzili z tem
łogniem. Kadzili drzewa, zeby ty drzewa nigdy ni miały parszywych, zeby nie gniły jabka, żeby podraza nie była. To było tak w ludziak zakodowane, ze to pirsze musiało być spolone, to stare drzywko ze zeszłego roku. Możecie wiedzieć, to jest święto prowda, że nom nigdy jabka nie gniły.
Dzisiok zbierem piękne jabka, te złote rynety, takie duże – kochano moja, złoto – i zawsze te bywały do maja i pryndzy, cho
dź my ni mieli tyk piwnic na nik. Nie gniły, a dzisiok jabko weźniesz z
drzywka, ale każdy roz bierem i muszem cielynciu krojem, no bo [wszystko gnije].