Oj kochany, wesele to jak to mówio: „Gdzie inno wieś, tam inno pieś”. Jak na kogo beło stać, to tak go beło znać. Ale kochany, to sie tak, jak sie posło na wesele, bo przeciez jo downi to
łod pietnastu lot no to tam nie chodziełam nigdzie, ale jak miałam juz, no juz bełam
łozeniono, to miałam ile -
łosiemnaście lot, to juz
starościnom chodziłam po weselach, to przecie w ćterdziestym drugim roku wesele było moje. A tu
juz ile chodziełam po weselach młodom dziewuchom. To prosze pana to tak jak naprosieli ludzi, nie tak jak dzisioj zaprosenia wysyłajo, ile tam
łosób. A tak to śli całom wsiom. Zaprosieli cało wieś i to nie tak ino
łod środy do środy beło wesele. Bo beło pół chałupy dzieci, a pół chałupy gości.
To, gdzie beło wesele, tam w tym domu beło. Nie beł wynajmowany, ino gdzie beło wesele, skod panna młodo, tam wesele sie
łodbywa. Mało, no to beło we dwóch chałupach, jak beły dwie
zostola, te zostola były z
descek robione i gotowano beła kasa z flakami, kapusta rzodko z grochem, jesce i kasom zasypano. Teroz kawa z mlekiem, chleb na kupki, drozdzówka na kupki. No i prose pana, jak tam beło kogo stać no to tam ty kiski, ty kiełbasy wiejski po kawołecku, a wódka to beła na, na
łokrase. Stoł juz wynajety, gospodorz najoł se takiego chłopa, doł mu krede, doł mu tako, ten kielisek. No kielisek downi to beły takie, jak to mówili downi na to – kwaterka, kwaterecke. No i słuchojcie: „Jak bedo wchodzić piersi, to dejcie, pocestujcie i na plecach kreska kredom. I niech idzie do środka. Bedziecie”. „Bedziemy wiedzieć, kto juz dostoł kwaterecke”. No to dobrze, to te ludzie, co wchodzo, no to pocestowoł. Ale jedna godo tak: „Matko Bosko, po cóz my tu przyśli, Boze kochany, zeby nos kto kredo
mazgoł. A cóz jo to tu bede
jeś bede robić co, bede tu pić, jak tu sie tak robi. No ale wesły do środka. Potym drugo. No to wszyskich naznaceli, siedzo. No postawieli ty wódki tam troche, bo to w takich flachach wielkich. Ale jeden godo tak o, drapie sie tak po syi, godo: O tutaj wesele to bedzie chyba słabe, tak mało ty
łokowity. Zarcio to jest. Ale co jo tu bede jod, jo chciołem napić się, a nie jeść. Ale trudno, no posiedzimy matka, no posiedzimy do który tam i idziemy do chałupy. No i dobrze, zased do chałupy, posły, wyciogoł te kobiecine, a
zieć sie pyto tak: „No juz ześta przysły tata”. „A dejze spokój, takie wesele. A idźze”. „No jakie wesele?” „O pełne chałupy dzieci, ludzi i wies co,
chlanio to tam jes. Ale cóz jo sie tam
łobchlape ty kapuściny, z tym, z kasom cy tych flaków - mówi - z kasom. Ale tam ni ma
łokowity. Mało
łokowity. Tak, takie wesele.
Zarcio to jest, ale
łokowity mało. No i dobrze. To tata
łuciesycie sie, bo widzicie bedzie u swoka wesele. Pódziecie na wesele. Tam chyba bedzie wódki. No i dobrze. No to za tydzień posed do tego
swoka na to wesele.
Brat, brat. A syn jego tak godoł do swoka. Bo downi na brata, to nie powiedzieli stryjek ino swok. A na kobiete to nie powiedzieli tam stryjenka ino ciotka. No i prose pana i tak posed tam do tego brata na to wesele. A no to juz to wesele sie
łodbywo.
Ło
północku przywieźli go do domu furmankom z tom kobiecinom i wchodzi do domu, a ten zieć z uśmiechem, z takim, pyto sie: „No dzisiaj ześta
późni przysły. No jakie było tata wesele?” „Oj cłowieku. To beło wesele dopiero. Wies co, tak wszyskie chłopy lezały jak wieprzki pod stołem. Bo beło
łokowity pełno. Chlanio nie beło, ale
łokowity. Takie to wesele. Ale nie takie to jak tu
łobchlać sie,
łobzreć sie, a
łokowity ni ma”.