Informator: Ewa Kot, ur. w Napękowie, 7 VII 1922 roku, zam. w Bielinach.
Oj
downi, downi zabawy miały dzieci? Panie kochany, downi zobawy miały dzieci, jakie zobawy miały dzieci Miały takie już podlotki, ale nie dzieci. A dzieci to wiedziały
ło jaki zobawie. Boso toto chodzieło, z płótna miało syte portcyny i kurtcyne, a
dziełuchy to miały sukienki z płótna syte takie rozpinane z tyłu na guzikach. No a takie podlotki no to tak, to robieły se
grania bo tak. A przeważnie to robieły, ale w zimie, bo w lecie nie beło casu. Broń Boze jakby tak, gdzie któro
sie łoparła i nie robieła nic, to zaro lecieli: „Psia krew już stois,
juz ni mos roboty? To weź no sie ty
zojm cym, jakom robotom. Ni mos roboty na polu, a w chałupie
łumełabyś podłoge,
łobtarłabyś tam gdzie
powałe, godo, zamietłabyś
w kómorze te pajoki. No i nie wolno beło próźnować. A te podlotki to tak prose pana: przysła środa, bo przeważnie w środe, bo
tero wesela w sobote, downi beły w środy, i prose pana, to
przysły chłopoki i godojo tak, ale to w zimie, a jak nie, to jesieniom, bo było mni roboty, już na polu nie było tyle, to. Dziewuchy
weźta no się,
zyjdźta, i zrobimy tako no zabawe, tako, granie, granie. Bo to nie beło nic ino granie. Robimy granie. No ji co chłopoki, a gdzie zrobimy? A
łu Źmiocka, bo tam
łu mnie sąsiod to nazywoł sie Maciejski, Źmiocek i Źmiocek, i Źmiocek zostoł, u Źmiocka. Dobrze, ale
cekojta chłopoki.
Idźta nojprzód do gospodorza,
pogodojta, bo gospodyni ni mo nic do godanio.
Kupta dobre papierosy. Dobrze, kochano Ewuniu idziemy, idziemy, idziemy do Źmiocka i zamówimy chałupe. A wy
sie postarojta,
upiecta placek jaki,
drozdzówke. A jo mówie tak: „Słuchojta, drozdzówka drozdzówkom, dzisioj mama moja, no juz nie zyje, święty pamięci, bedzie piekła chleb, upiece
podpłominiów. Jak upiece podpłominiów, to bedzie lepse jak drozdzówka. Dobrze, dobrze. To Ewuniu bierzes
podpłominie. To weź ta i chleba bułecke. Abo jak tam
bedzies widzić jak ci dadzo, no bo dzisioj chleb to kostuje, mówi, rarytas. No ji dobrze, zrobieły to granie, ale godajo tak,
Źmiocek powiedzieli tak: „Papierosy, papierosami, ale
wieta co, jo papierosów tak nie pole ino
kupta mi tabaki i te, fajke. O fajka bedzie gorzy, tabaka jak tabaka, bo to len, ten
tytóń suseli i tak wędzili tak. Kto tam mioł ten tytóń, no to nakruseł, nakruseł,
łutar jak ni mioł. A ji bibułke mi kupta. No to kto bibułke kupi. No to, a dobrze, to jo tu papieru urwe. To urwoł kawoł papieru, ugniót, ugniót ty tabaki i w ten zawinoł, zawinoł no, a jak nie to wsypoł w te fajke, ugniót tyz. No ji poleł toto. Jak dostoł ty tabaki, dostoł te fajke: „Chłopoki kochane nie ino dzisioj, kiedy bedzieta chciały, to
przydźta.
To cekojcie Źmiocku. Cekoł, nie gniewoł sie, ze tak.
Beło im Adom. Cekojcie to my wom tu jesce
cosi przyniesiemy. No to
chłopoki sie postarały. Posły i
przyniesły okowity, okowity. No to ta łokowita no to cóz był, bimber.