Obrzędowość doroczna
Tradycje ludowe wiązały się ściśle z porami roku i pracami gospodarskimi oraz z okresem liturgicznym, który w życiu społeczności wiejskiej wyznaczał wchodzenie i wychodzenie z okresu świątecznego. Obrzędy związane były również ze świętami i kolejnymi etapami życia ludzkiego: od narodzin do śmierci. Niestety, zanikły one wraz ze starymi wiejskimi domami krytymi słomą i z glinianą podłogą w środku…
Warto więc opisać te, które zachowały się jeszcze w pamięci najstarszych mieszkańców regionu kołbielskiego.
Można je podzielić ze względu na pory roku:
- jesień/zima - początek roku liturgicznego, a więc i obrzędowego:
- czas na oprzędy
- andrzejki
- zaduszki
- adwent, roraty, gra na ligawkach
- wigilia Bożego Narodzenia
- Boże Narodzenie
- Trzech Króli
- zapusty
Jesień to czas ostatnich zbiorów, którym towarzyszyło gromadzenie w spiżarniach zimowych zapasów. Zapobiegliwe gospodynie nie marnowały okresu odpoczynku od prac polowych, poświęcając go na zapewnienie domownikom ciepłej odzieży, tkanie kilimów i przędzenie wełny.
Oprzędy
W czasach, kiedy na wsiach nie było jeszcze dostępu do radia, telewizji i Internetu, powszechnym zwyczajem były oprzędy. Wiejskie kobiety schodziły się do jednej z chałup, by wspólnie prząść len, drzeć pierze i tkać. Pracy tej towarzyszyły zawsze głośne śpiewy gospodyń, które chętnie opowiadały też różne barwne historie i najzwyczajniej plotkowały.
Gra na ligawkach
Szczególnym zwyczajem była w czasie adwentu gra na ligawkach. W chłodne, adwentowe poranki ludowi muzycy wychodzili na podwórze i ligawkowym graniem przypominali, że zbliża się radosny czas Bożego Narodzenia. Ligawka stanowi jeden z najstarszych instrumentów w Polsce i początkowo był to instrument myśliwski, potem pasterski. Gra na ligawkach była popularna również na Podlasiu, choć tamtejsze instrumenty różniły się nieco kształtem od tych kołbielskich. Zimą życie na wsi tętniło w domach i wokół zagród. Gospodarze nie uprawiali pól, więc mieli więcej czasu na zajęcia domowe, ale i zabawę. W izbach furkotały kołowrotki, a z warsztatów tkackich odchodził odgłos uderzeń płochy, spod której wychodziły piękne kilimy „w kółka”, „w dwa” lub „cztery cepy”.
Wigilia Bożego Narodzenia
Wigilię Bożego Narodzenia rodziny obchodziły zgodnie z tradycją. Jednak na wsi, oprócz symbolicznego dzielenia się opłatkiem z najbliższymi, gospodarze czynili to również z bydłem. Zwyczaj ten nie dotyczył świń. Do tego celu były przeznaczone specjalne, różowe opłatki. Niektórzy gospodarze do dziś wkładają zwierzętom opłatek do żłobu. Wieczorem, po tradycyjnym śpiewaniu kolęd ludzie udawali się pieszo lub wozami do kościoła na Pasterkę. W drugi dzień świąt, w święto św. Szczepana wierni przynosili ze sobą (i nadal to czynią) owies, który poświęcony przez księdza miał służyć pod pierwszy wiosenny zasiew. Odtąd, po święto Trzech Króli (6 stycznia) po chałupach chodzili kolędnicy. Za swoje gromkie śpiewy domagali się „zapłaty”: najczęściej dostawali jajka, kawałek świątecznego placka lub cukierki. Na terenie regionu kołbielskiego do dziś utrzymała się tradycja wesołego kolędowania. Grupki miejscowych dzieci i młodzieży wędrują w tych dniach od domu do domu, wyśpiewując lokalne przyśpiewki i składając sąsiadom świąteczne życzenia.
Święto Trzech Króli
Uroczystość Objawienia Pańskiego, znana jako święto Trzech Króli stanowi jedno z najstarszych świąt chrześcijańskich. W tym dniu, gospodarze, poświęconą w kościele kredą wypisywali tradycyjne K+M+B oraz aktualny rok, zaś kadzidłem opalali na framudze drzwi wejściowych znak krzyża. W przededniu tego święta, wieczorem lub pod osłoną nocy, kawalerowie wynosili furtki z zagród, w których mieszkały panny na wydaniu. Młodzieńcy, popuszczając wodze fantazji, często wynosili je na dachy domów i stodół, a także…na drzewa!
Zapusty
Zapusty obejmowały okres od Nowego Roku po Środę Popielcową. Był to czas, kiedy można było pozwolić sobie na huczne zabawy, tańce i swawole. Gromadzono się w także w chałupach i skubano wspólnie pierze, śpiewano i żartowano.
wiosna - początek siewów:
- czas Wielkiego Postu
- Niedziela Palmowa
- Wielki Tydzień
- Triduum Paschalne
- Wielkanoc
- Zielone Świątki
Ostatki
Ostatki, czyli ostatni dzień przed rozpoczynającą okres Wielkiego Postu Środą Popielcową, również były okazją do zabaw i ostatnich przed postem tańców. Na wsi można było spotkać dzieci, chodzące „po niedźwiedziu” lub „po cyganach”. W okresie Wielkiego Postu godne naśladowania było również podejmowanie pewnych wyrzeczeń – przez cały ten czas przestrzegano ścisłego postu, odmawiając sobie wszelkich potraw mięsnych aż do Wielkanocy. Ponadto, czas postu podkreślano także strojem. Nie przystało ubierać się wyjątkowo strojnie i kolorowe.
Niedziela Palmowa
Na Niedzielę Palmowągospodynie przygotowywały ręcznie wykonywane palemki. Głównym materiał na palmy stanowiły bazie, borowina i Balbinek. Niegdyś wierzono, że poświęcona palma przedłuża życie, więc po powrocie z kościoła dotykano lub uderzano nią domowników. Palmy służyły także jako kropidło. Święcono nimi domy i całe zagrody oraz gładzono boki krów, którym dawano do zjedzenia jedną gałązkę bazi wierzbowej. Wedle tradycji, miało to uchronić je przed wszelkimi urokami i chorobami. Po powrocie z kościoła poświęcone palmy zatykano za święte obrazy, by chroniły domostwo przed działaniem złych mocy.
W Wielkim Tygodniu przygotowywano tradycyjne pisanki i kraszanki, które na terenie regionu kołbielskiego malowano także na 8 maja (św. Stanisława).
Do Wielkiego Czwartku trwał zwyczajny tydzień pracy. Ale już po południu tego dnia obowiązywał zakaz wykonywania ciężkich i „brudnych” robót. O godzinie 15.00 wierni udawali się na mszę św. i ostatnią część Gorzkich Żalów.
W Wielki Piątek powszechny był zwyczaj obmywania się wodą z pobliskiego Świdra. Czyniono to przed wschodem słońca, gdyż wierzono, że ów rytuał chroni przed wrzodami.
W Wielką Sobotę niesiono do kościoła lub do wiejskich kapliczek święconki, które często zawierały również dużą salaterkę mięsa z kością. Tę kość, już poświęconą gospodarze wynosili potem w pole i zatykali w ziemię, by wystraszyć krety. Oprócz mięsa w święconce nie mogło zabraknąć chleba, kiełbasy, placka, masła, sera, jajek, pieprzu i soli oaz pociętego na trzy części chrzanu. Święcono również słoninę, która był potrzebna do nacierania krowich wymion, by nie pękały. Poświęconą wodą gospodarz kropił w Niedzielę Wielkanocną oraz cała zagrodę.
Wielkanoc
Święta wielkanocne były wyjątkowym i bardzo ważnym wydarzeniem w życiu społeczności wiejskiej. W harmonijny sposób łączyły one obrzędowość katolicką z ludowymi zwyczajami i magicznymi zabiegami, mającymi zapewnić mieszkańcom wsi zdrowie, urodzaj oraz ochronę całego dobytku. Specjalnie na ten czas chaty gruntownie sprzątano, przystrajając je przygotowanymi wcześniej kolorowymi wycinanki i pisankami.
Niedziela Wielkanocna rozpoczynała się, tak jak i w dzisiejszych czasach mszą rezurekcyjną, na którą ludzie udawali się pieszo lub wozami zaprzężonymi w konie. W towarzyszącej mszy procesji kobiety i panny na wydaniu brały udział ubrane w stroje ludowe (ten zwyczaj przetrwał do dziś). Po rezurekcji powszechny był zwyczaj wyścigów wozów konnych. Kto pierwszy wjechał do wsi, ten miał zapewniony urodzaj zbóż. W domu przed uroczystym śniadaniem gospodarz święcił domowników, izby, inwentarz, stodołę oraz studnię. Gospodyni zaś tlącym cierniem rozpalała pierwszy ogień. Świąteczny posiłek zaczynano od spożycia kawałeczka chrzanu, na pamiątkę żółci i octu, którymi pojono Jezusa. Spożywano także poświęcone jajka, a następnie resztę pokarmów. Przy stole śpiewano wielkanocne pieśni. Ten dzień spędzano w domu, a gospodarzowi i gospodyni nie wolno było się położyć. Wierząc, że święcone pożywienie przenosi swą cudowną moc na domowników, skorupek po jajkach, kości ze święconego mięsa, palmy oraz cierni nie wyrzucano. Kości gospodarz wtykał w ziemię pól, pastwisk i łąk, co miało chronić je przed kretami, zaś skorupkami od jajek gospodyni posypywała podwórko, żeby kury nie przechodziły do sąsiadów i nie znosiły tam jajek. Święcona słonina była natomiast lekiem na bolące rany czy spierzchnięte usta.
Wieczorem w Niedzielę Wielkanocną pod okna przychodzili domagający się datków dynguśnicy. Za swoje śpiewanie najczęściej dostawali wódkę, jajka oraz pieniądze.
W drugi dzień świąt do dziś praktykowany jest zwyczaj oblewania wodą, choć obchodzony już mniej uroczyście niż dawniej. Niegdyś, każdy chciał być oblany, gdyż upatrywano w tym dobrej wróżby. Panna, która nie zostałaby w tym dniu oblana, miałaby nie lada zmartwienie, gdyż oznaczałoby to, że nie ma powodzenia u chłopców. Przy polewaniu wodą pokrzykiwano: na urodzaj!, na kapustę!.
Tego dnia gospodynie wymiatały i wysypywały piaskiem dróżki i ścieżki, wierząc, że sam Jezus może się u nich zatrzymać. Zgodnie ze słowami przyśpiewki dynguśników: Chodziuł Pon Jezus po tom świecie, spragniony mógłby poprosić o wodę.
Joście
Zgodnie z miejscową tradycją, w pierwszy dzień świąt Wielkiej Nocy wierni z Głupianki oraz z pobliskich wsi gromadzą się na
jościachW Wielką Niedzielę,po południu, mieszkańcy wraz z przybyłymi gośćmi udają się na Mszę świętą, która odprawiana jest przy maleńkiej kapliczce, znajdującej się na miejscowych polach. Niegdyś uroczystość ta rozpoczynała się procesją, podczas której zgromadzeni na jościachparafianie podążali wraz z księdzem ku kapliczce. Po zakończonym nabożeństwie wszyscy uczestnicy udawali się na wielogodzinną zabawę, podczas której tańczono drabanty, kokoszki, zajączki i kołbielaki.
Obecnie wieloletnia tradycja ogranicza się jedynie do Mszy świętej, którą odprawia przy kapliczce ksiądz z pobliskiej parafii.Następnie mieszkańcy udają się do swoich domów na świąteczny obiad i zazwyczaj dopiero następnego dnia spotykają się w szerszym gronie, by wspólnie świętować.
Obecność kapłana na uroczystości zwanej jościezaznaczyła się dopiero w latach siedemdziesiątych XX wieku. Wcześniej to sami mieszkańcy podążali ku kapliczce, gdzie wspólnie świętowali, modląc się i śpiewając pieśni religijne.
Jeszcze pod koniec XIX wieku na miejscu obecnej kapliczki usytuowany był ogromny głaz, mający 15 kroków obwodu. W jego głębokim wnętrzu znajdowały się liczne wyżłobienia, w które niegdyś wkładano jadło z przeznaczeniem dla głodnych dusz. Wówczas na polanie gromadzili się nasi przodkowie, palili ogniska, a następnie posilali się przyniesionym przez siebie pokarmem. Tak zrodziły się joście, których nazwa wywodzi się właśnie od jadła. I choć określenie przetrwało do dnia dzisiejszego to sama uroczystość przybrała charakter ściśle religijny, a obecność na niej księdza nadała temu pogańskiemu wydarzeniu wymiar chrześcijański.
Ogromny kamień, znajdujący się na miejscu obecnej kapliczki nie był jednak czymś nadzwyczajnym. Podobne głazy, zwane eratykami, można było spotkać zarówno w innych częściach Mazowsza, jak i w pozostałych regionach Polski. Składane przez mieszkańców Głupianki jadło, głównie pod postacią świątecznych placków gromadziło na jościachrzesze żebraków, zwanych dziadami. Poza poczęstunkiem, miejscowa ludność obdarowywała wędrowców drobnymi datkami pieniężnymi, co niestety często prowadziło między nimi do awantur i bijatyk. Dlatego też, w celu zapobiegnięcia kłótniom, spośród mieszkanek Głupianki wyłaniano tzw. „mądrzejszą”, której zadaniem był sprawiedliwy podział jałmużny pomiędzy ubogich gości. Spotkanie o takim charakterze po raz ostatni odbyło się w Głupiance w 1947 roku, kiedy to władza ludowa wydała zakaz zgromadzeń żebraczych.
Murowana kapliczka, która stoi obecnie w miejscu, gdzie niegdyś leżał głaz została wzniesiona w 1947 roku i jak sądzą mieszkańcy Głupianki - jest piątą lub szóstą z kolei. Pierwszą, drewnianą wybudowano w miejscu połupanego kamienia, zaś uzyskany z niego materiał został przetransportowany na 100 furmankach do Kołbieli, gdzie wykorzystano go podczas budowy, powstającego tam w latach 1896 – 1899 kościoła parafialnego.
Choć z miejscowego pejzażu zniknął głaz, legendy z nim związane przetrwały. Od najstarszych mieszkańców Głupianki nadal bowiem można usłyszeć liczne opowieści, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Jedna z nich głosi, że przed dwoma tysiącami lat, obok głazu przechodził sam Pan Jezus. Zmęczony, pragnął odpocząć i klęknąwszy, odcisnął w kamieniu kolana oraz łokcie. Inni z kolei twierdzą, że są to ślady stóp Matki Boskiej. Kolejna legenda głosi natomiast, że wkrótce przez świat przetaczać się będzie okrutna wojna, której koniec nastąpi właśnie tu, gdzie niegdyś obchodzono joście.Wedle tej opowieści, z gór zejdzie „małe wojsko”, które pokona wojujące strony i wówczas zapanuje pokój. Wielu też magiczny klimat tego miejsca przypisuje legendzie o parze wołów orzących niegdyś tutejsze pole, które przyklękły na widok objawiającego się Jezusa. Ponadto, mieszkańcy Głupianki twierdzą, że znajdująca się w kapliczce figurka św. Anny posiada uzdrowicielską moc. Chorzy, przybywszy na joście w pokutnej pielgrzymce mogą być cudownie uzdrowieni poprzez potarcie cudowną figurką chorego miejsca.
|
|
Zielone Świątki
Zielone Świątki to uroczystość, której podniosły charakter podkreślano niegdyś przez zdobienie domów i płotów specjalnie zerwanym na tę okazję tatarakiem. Co godne pochwały, dziś również można jeszcze ujrzeć bramy i domy tutejszych mieszkańców przystrojone w tym dniu tatarakowymi liśćmi. Jest to święto dwudniowe, więc zarówno w pierwszy, jak i w drugi dzień Zielonych Świątek ludność wiejska powstrzymywała się od pracy.
lato - czas sianokosów i żniw:
- Boże Ciało
- Noc świętojańska
- sianokosy
- żniwa
- dożynki
Boże Ciało
Boże Ciałoto wydarzenie, w którym niezmiennie już od wielu pokoleń bierze udział cała społeczność gminy Kołbiel. Uroczystość Ciała i Krwi Pańskiej, zwana właśnie Bożym Ciałem, obchodzona jest we czwartek po Święcie Trójcy Przenajświętszej.
Historia obchodów tego święta w Polsce sięga XIII wieku. Kołbielskie ołtarze, co roku ubiera inna wieś należąca do parafii, zaś mieszkańcy miasteczka stawiają w oknach swoich domów przystrojone ludowymi tkaninami obrazy z wizerunkami świętych. Starym zwyczajem jest również odłamywanie poświęconych podczas procesji gałązek z brzózek stawianych przy ołtarzach. Wedle wiekowej tradycji, gałązki te mają skutecznie chronić dom przed pożarem, zaś jego mieszkańców - przed złymi mocami.
W szyku procesyjnym jako pierwsze ustawiają się dziewczęta ubrane w odświętne stroje ludowe. Trzymają one szarfy przy chorągwiach, z których każda reprezentuje inną wioskę. Jak nakazuje tradycja, są to najczęściej dorastające panienki, które w chwili zamążpójścia symbolicznie ustępują ze swej „funkcji” młodszym koleżankom ze wsi. Wśród uczestników procesji nie może również zabraknąć ministrantów, sypiących kwiaty bielanek, mężczyzn niosących poczty sztandarowe Straży Pożarnej, młodzieży z chorągwiami szkół, przedstawicieli kółek różańcowych, mieszkańców okolicznych wiosek ubranych w stroje regionalne oraz rzeszy parafian.
Noc świętojańska
Na początku lata obchodzona jest wigilia i dzień św. Jana Chrzciciela (24 czerwca). Dawniej młodzież chętnie gromadziła się nad Świdrem, Dziewczęta rzucały na wodę wianki z polnych kwiatów, wróżą, która wyjdzie pierwsza za mąż. Za niepomyślną wróżbę uznawano sytuację, kiedy wianek którejś z panien zaplątał się w zarośla i zatonął. Ważne również, że od tego dnia można było „oficjalnie” kąpać się w Świdrze, gdyż: „Święty Jan poświęcił już wodę i odtąd jest ona bezpieczna”.
Sianokosy
Lato to pora roku, która na wsi kojarzy się przede wszystkim z ciężką pracą przy sianokosach i żniwach. Oprócz codziennych prac gospodarskich, dawniej ludzie musieli zbierać skoszone siano z łąk, a zboże przewieźć do stodół. Ludność wiejska wstawała w lato skoro świt, gdyż prace przy żniwach rozpoczynano, jak tylko poranne słońce wysuszyło rosę. Ludzie, mijając się na polu zawsze pozdrawiali się gromkim: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Kiedyś mężczyźni zżynali zboże wyłącznie sierpem, a użycie kosy uznawano wówczas za profanację! Kosiarz zostawiał za sobą pokosy, a w tym czasie kobiety odbierały garści zżętego zboża i wiązały j skręconymi ze słomy powrósłami. Tak przygotowane snopki ustawiano w kopki i pozostawiano na polu do wysuszenia. Południe było czasem na odpoczynek i pożywny posiłek. Małe dzieci kobiety zabierały na pole w tzw. bujbach, które stawiano przy miedzy, by matki mogły doglądać swego oseska. Zwiezienie zboża jednak nie oznaczało końca mozolnej pracy. Teraz bowiem zadaniem gospodarzy była młocka. Odtąd, w ciągu kilku tygodni, młócono zboże – początkowo używano cepów, z czasem zastąpiły je młockarnie.
W trakcie koszenia zostawiano niewielką kępkę nieskoszonego zboża, co nazywano jiżem (jeżem) lub przepiórką. Zwyczajem było równieżoborywanie jiża, podczas którego żeńcy chwytali na polu dziewczęta i ciągnęli je za nogi po rżysku dookoła jiża.
Święto Matki Boskiej Zielnej (15 sierpnia) zobowiązywało do kolejnego poświęcenia ziół. Kobiety wiejskie niosły więc tego dnia do kościoła własnoręcznie przygotowane wianki i bukiety z ziół, kwiatów, zbóż, warzyw i owoców.
Dożynki kołbielskie
Zarówno w Kołbieli, jak i w innych siadujących z nią gminach ukoronowaniem żniw od wielu pokoleń są dożynki. Trudno się dziwić, że zakończenie żniw było niegdyś tak wielkim i ważnym świętem wśród ludności wiejskiej. Dla chłopów oznaczał on bowiem kres niezwykle ciężkiej pracy, która nierzadko wymagała od nich przebywania na polu od świtu do późnego zmierzchu.
W dzisiejszych czasach żniwa trwają nieporównanie krócej niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Ludzie już nie śpiewają po polach tak jak kiedyś, gdyż ich śpiew skutecznie zagłusza hałas pracujących maszyn: kombajnów, snopowiązałek i traktorów.
Dawniej bohaterami dożynkowych obchodów stawali się przede wszystkim ci, którzy pracowali najszybciej i najefektywniej. Przed każdymi dożynkami mieszkańcy, w obrębie własnych wsi przygotowywali okazałe wieńce, z którymi w dniu uroczystości ustawiali się w wiodącym do dworu orszaku. Na czele takiego korowodu stawali najlepsi żniwiarze, za którymi szli kolejno żeńcy oraz pozostali mieszkańcy wsi. Jeśli były to dożynki dworskie to po poświęceniu wieńców w kołbielskim kościele, wszyscy udawali się następnie do dworu, by złożyć przed dziedzicem owoce swojej ciężkiej pracy. Dziedzic wynagradzał żniwiarzy, wyróżniając przy tym najlepiej pracujących robotników. Dożynki gospodarskie miały podobny charakter. Uczestnicy procesji, niosąc ze sobą dary pod postacią chlebów, przy wtórze muzyki wiejskich grajków śpiewali przeznaczone na tę okoliczność pieśni.
Dawniej wieńce dożynkowe nie były tak okazałe jak teraz, choć podobnie jak te z dzisiejszych czasów - nierzadko przybierały bardzo wymyślne kształty. 26 sierpnia 1984 roku ówczesny proboszcz kołbielskiej parafii, ks. Tadeusz Wasiluk wprowadził tradycję dożynek parafialnych, które po raz pierwszy odbyły się wtedy w sąsiadującej z Głupianką i Wolą Sufczyńską Radachówce.
Inne zwyczaje i obrzędy doroczne
Turki
W Wielki Piątek, zgodnie z tradycją budowany jest Grób Pański, przed którym jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej z Kołbieli i okolicznych wsi trzymają wartę. Adoracja grobu przez wiernych oraz trzymanie straży przez strażaków trwa do Niedzieli Wielkanocnej. Lokalna nazwa „turki” odnosi się do strażaków adorujących grób Chrystusa, którzy w biorą także udział w uroczystej procesji rezurekcyjnej.
Święcenie pojazdów
Po II wojnie światowej w kołbielskiej parafii pojawiła się tradycja święcenia pojazdów, obchodzona jako Święto św. Józefa Rzemieślnika w dniu 1 maja.
Brzezinowe gałązki
Starym zwyczajem jest odłamywanie gałązek z brzózek stawianych przy ołtarzach podczas uroczystości Bożego Ciała. Gałązki te mają chronić dom przed pożarem, a także przed działaniem złych mocy.
Święcenie owsa
W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, w święto Pierwszego Męczennika - św. Szczepana, po dziś dzień gospodarze przynoszą do kościoła owies, który poświęcony służy pod pierwszy wiosenny zasiew.
Źródło:
1. Bartnicka A., Obyczaje, zwyczaje, obrzędy [w:] Tejże, Skarby Mazowsza. Folklor kołbielski, Sufczyn 2008.
|