Teksty nagrał, zapisał i opracował: Stanisław Cygan Informatorzy: Janina Sznaucer, ur. 30 VIII 1939 r. i Stanisław Sznaucer, ur. 24 IX 1939 r. Pieczenie chleba Niech Pani powie jak dawniej kobiety piekły chleb, to jak to wyglądało? Jakie były naczynia do tego? Jakie były nazwy? Jak to się odbywało, jak rodzice, czy mama pani? Jo piekłam sama też, nie tylko moi rodzice, bo ja sama piekłam bardzo długo jeszcze chleb, ji w domu i była taka kuchnia, później juz na powietrzu w takiej kuchni polowej, i tam piekłam. To była zrobiona taka z drzewa, my ją nazywali dzieżka (śmiech), takie naczynie jak, jak beczka, tylko że mniejszo. Ji to się zaczyniało dziź na jutro , jak się zrobiło dzisiaj, to dopiero można było jutro piec ten chleb. To taką nazywali my roszczyna, to trzeba było ciepłej wody i takie z dawnego pieczenia ciasto, tak trochę ciasto. I jak się nazywało to? No tak my mówili ty ciasto. Ji jak ni miałam w domu, to się łod sąsiadki pożyczało i to ciasto się rozkruszyło, drożdże, i mąki się trochę wsypało, i postawiło się przy piecu na ławce, żeby było ciepło, przykryło się ściereczką i to stało. Na drugi dzień dopiero gdzieś koło południa brało się mąkę i mięsiło się. No i tak się zamięsiło, to musiało znowu postać, podrosnąć i wtedy się paliło w piecu ji. Ale mówiło się rosło czy „ciasto się ruso”, jak to? Nie, no ano właściwie tak: rusyło się mówi, trzeba robić, te bochenki, no i było takie zrobione z drzewa taka jak łopata, to my mówili na to wiosło, ji robiło się ten chleb na stolnicy, albo jeszcze kiedyś kiedyś to były niecki, tak się nazywały, takie jak korytko. I tam w tym było lepiej, bo nie rozlatywało się ciasto. I kładło się na prześcieradle, no kiedyś kiedyś, to były takie prześcieradła lniane. Na tych prześcieradłach, na stole, musiały podrosnąć troszkę i znowu się ładnie łobtegowało i wsadzało się, jak się napaliło w piecu. Piec trza było sprawdzić, posypać mąką, czy się nie pali mąka, czy dobrze jest nagrzany piec, no i wtedy się wsuwało. I jak się wsuwało ten chleb, na pierwszym się zrobiło krzyż. Później tak się brało palcami nałokoło, żeby łona się ta, ten bochenek nie rozrósł, żeby był taki ładny, posmarowało się wodą, a jak się chciało no to jajkiem, kogo było stać i wtedy musiał siedzić. No jak był sam żytni, to do dwóch godzin, a jak domięszało się trochę pszenny mąki, to półtorej godziny. No i późni się wyjmowało znowuż, jeszcze sie przesadzało, bo na brzegu tam gdzieś było za blade, to się przerzuciło te chleby. A późni jak się wyciągnęło, to znowuż się układało na taki ławie duży i łomywało się wodą, i przykrywało się znowuż prześcieradłem lnianym, no i żeby se tak postał, żeby wystyg spokojnie, to była ta skórka mięciutko, wtedy. |