Mapa serwisu
Notice: Undefined index: l2 in /home/dialektologia/web/classes/maincontentclass.php on line 151

Notice: Undefined index: l3 in /home/dialektologia/web/classes/maincontentclass.php on line 151

Notice: Undefined index: l4 in /home/dialektologia/web/classes/maincontentclass.php on line 151
 | Tekst 2

Tekst gwarowy — Jabłonka 1

Izabela Stąpor   

Informatorka: Cecylia Sandrzyk, zamieszkała w Jabłonce, gmina Jabłonka; urodzona w 1929 roku w Jabłonce; rodzice i mąż również urodzili się w Jabłonce; ukończyła 3 klasy szkoły polskiej i 4 lata szkoły słowackiej.


 
 
 
 
 

Dom i praca


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

Jo się urodziła tu, ino ze nie w tym
doumie, bo
teyn doum to my juz p|ostawili w pińdziesiątym drugiem roku. A my tu mieli taki
m doumek, jedno
łokieynko było, i podłogi prawie ze nie było, na pół
kuchnie było,
desecek trochę, a na pouł nie było, była glina. No tak, no tyz w pokoi, tam takie m|alutkie
łokienecka, no tak po prostu jak downo było na wsi. Nie było nic takieygo paradnie,
bele jaki chodnicek, no zeby był cysty, rozciągnął się,
firanków się na łokno nie dawało, zasłoun, się nie dawało. Tak, bo jakby kcioł tak zasunąć, to tam jakoś,
zawse się nasła jakoś – jak sie to u nos mówiło – smata, ni? Jak kcioł cuś, se za..., to se zatkoł łokno. A tak to nie było nic. No i potem... jo juz, jak do teyj skoły chodzieła, ni? Wysła ze skół, a my dzieciami byeli, bo i z bratym nieboscykiym, przeciez nie zyje, no to my musieli, nie
tag jak tero dzieci, musieli my p|umogać, w polu, krowy
paś, wygnało się krowy ranou, to sie pasło do południa. Tak, stado tak, somsiedzi tu
syścy, wspólnie. Jag na chwile, my tam mieli, spokoju przez połednie, to na ryby chłopcy. Trzecio, cworto godzina,
jag nie było tak bardzo gorąco, no to, juz znowu cza było, bo
trowicka była tako
m, były
k, to, to te krowy tak
chłodziły, nie tag jak teroz, majo krowy dobrze. No i w polu my syćko pomogali. Jag my paśli te krowy, no to, przisło w lecie, na Świynty Jon, to my roblili
kol'iby, byłoa radość. Zrobiło się, tako, kolyba to sie nazywała, nastawiało się takie, no troche tak jak, rysztowanie, ni? I
kładło się g|ałynzie poteym jedłowe, ale, bo tu, zrobiło się tako duze jako tu, do sufitu,
jesce i wiynkse. To było n|a
Świynty
Jon. No to my to
p w te wigiljo
Świntego Jona, to była uciecha, wtedy tam to
śpiywali, harmonijo była, syćko grali, śpiywali.
Tag łokropnie było piyknie. No, to było tradycjo przepiynkno. Ale dobrze było i było bardzo we|soło. I nieroz se
zbacujymy tak – z tyk roków co tu przido, tak sie poschodzymy – ze nie było to, jak pryndzy casy. Było straśnie wesoło.
Przisła niedziela, kawalerowie na chwile pośli do gospedy, ale nie po to zeby sie łopić. Bo jedne ćwiorteckę to se na śtyruch kupili, zeby jeno było. I przyśli pote pomiyndzy domy. Do ktourej tam
ktoury podchłodziuł, ni? Przisły Żelone Świątki, to tu u somsiadów robili, wygrowali jedlicki, te, co się to na pieyrsego moja stawio. No tak było w|esoło, ze skoda godać, prz|ełokropnie w|esoło było.
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »
 
 
 
 

 

 

ISBN: 978-83-62844-10-4 © by Authors. Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Program Operacyjny: „Dziedzictwo kulturowe / Kultura ludowa”). Wykonanie: ITKS