Koło rosyskiej granicy, aż tam, tu, prze
ywjeźli mnie tu. Tam wszysko zostawili, bo nie mówili, że
wywjozo, bo przyjechali z Polski tu
deleygaci i że
zapisywac’ sie kto
Polaki, ta to myśleli, że to runeli wszysko pisać sie, że tam
beydzie Polska, a tu za tydzień czasu wyjazd. To
człowiek nie miał co przyszykować nawet na podróż stamtąt, bo że za tydzień czasu,
szystkiego nie bedzie, to tak, i kartofli, słomy, siano, wszystko
pozostałało, tylko zabrali żywe, bo
furmankow za mało dali. I tak przyjechali.
Cało rodzino. Nasze miasto było
Głambokie, no to z G
łambokiego wyjechali, to jechali do
Białostoku raz dwa przyjechali do Białostoku, pieńć dni stali, no to tam, to dobrze, że siostra by
ła jeszcze starsza ode mnie, to
polecim, chleba, postojim w
kólejce, kupim, to mieli co jeść, a tak to
nikt ni spodziewał się, że bedo wywozić. No to cały miesiąc jechaliśmy z Białostoku do Białej, to może pani wyobrazić. Ale jak tu, tam zostawili wszystko, tu przyje
ychali i co kupić ni ma za co, bo nie sprzedali nic, i budynki
zostali i paszy zosta
ło no to jakie to by
ło życie
cienżko by
ło po kie… a tutaj tesz, dali po
trochie kartofli, a dobytku
czeba
kupywać, a za co? To
bidowali. A tu póki jeszcze, kiedy my
przyjechali drugiego lutego, do Bia…, tu do Gnojna, bo tydzień czasu
jesz’cz’e w Białej siedzieli. No i wtedy przyjechali do Polski
nasz pisać, to to ludzie
horneli sie, myśleli, że to bendzie tam Polska już, bośmy
Pol’aki byli, bo tam było
ji Ukrajińców, ale że my Pol’aki, w kościele
chrzczone i do kościoła chodziliśmy, no a
później, o wywóz i już, no a tutaj
bidowali, bo tam zostawili kartofle, siano, wszystko i budynki, nam nikt nie dał
piniendzy, a tutaj to budynki
doustali, gorsze, lepsze, ale ji dostali,
al’e pasze czszeba było kupywać ji jeździli
po łsi i
prósili, żeby bo nie było za co kupić, bo piniendzy nie mieli. To byli cienżki, póki
troszkie zdobyli sie.