Mapa serwisu | Tekst 6

Łuczyce – tekst nr 2

Agata Liberek, Alina Kępińska

Nagranie tekstu: Anna Patełko, transkrypcja: Agata Liberek, weryfikacja zapisu i opracowanie tekstu: Alina Kępińska.
 
Opowiada pani Zofia, babcia eksploratorki, lat 78, zamieszkała w Łuczycach.
 
 Życie w czasie wojny. Wyzwolenie


Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

 
Opowiedz mi teraz, babciu, o takim  życiu codziennym w czasie wojny.
Myśmy
 
 
se
 
 
jakoź radzić, przecież nigdy, człowiek tak żył, żył chlebem, żył kluskami, kaszą, różnie, bobem sie żyło.
A dużo tytoniu sadziliście?
Ano sadziło sie tam tszy tysiące metrów kwadratowych. I tak było dosyć, dosyć pracy koło tego.
 
 
Czsza było
 
 
inspekta zakładać,
 
 
późnij, siać i wysadzało sie te, te, te, te już
 
 
sadzoŋki w pole, no i on
 
 
rós taki, liście sie oberwało i to sie na, na druty sie na, na nabijało tak,
 
 
">wiyszało[8] sie w suszarniach i to sie wędziło. Co był tytoń żółty i był taki, kentum nazywali, to on był taki, wychodził jak kasztan, pachnący, tag jak śliwki wędzone. Musiał być piękny, wysuszony, łodyżka,
 
 
wszysko. Suszyło sie go

 

 
 

tag jag na, normalnie jag na, jak

 
 
wióra. No i to sie sortowało w takie, wkładało sie w takie
 
 
papużki nazywali, tak zwane. No i to sie odwoziło do monopolu. No też sie opłacało, no to coś było grosza za to, już na podatki czy na coś. Ale brało sie dużo, też pożyczek, bo sie opłacało. Ogrodzenie, siatke zrobić, trzeba było pożyczke
 
 
wziąś. I to było dwa
 
 
proceyn pożyczki, nie było dużo, i to na pare lat, to sie jednag opłacało. A uchowało sie jakiegoś prosiaka, no to sie oddało
 
 
jum[15], te pożyczke, w terminie. No i, ja byłam zadowolona, i oni byli
 
 
zadowoloni, że w terminie oddaje wszysko. No i tak, skończyła sie jedna, brało sie drugie. Tak było, że nawed mąż niy
 
 
moł se za co ubrania kupić, to musiał
 
 
pǀożyczke brać, żeby se ubranie kupić. Były bardzo
 
 
ciynżkie czasy, naprawde.
Trwała
 
 
szejź lad okupacja, no i
 
 
późnij w czterdziestym piątym roku było wyzwolenie. Ruscy przyszli w styczniu w czterdziestym piątym, pamiętam, a ja wyszłam w czterdziestym piątym za mąż, w kwietniu. Przyszli, pojedli sobie i poszli dalej. Po co mieli tu siedzieć.
Ale jak ich witaliście? Jako wyzwolicieli?
No, no witało się. Zażądali jeść, no to jim sie dało jeść, dało
 
 
jym[22] się
 
 
tyn, pić, co było, no to pojedli, popili i poszli, pojechali z powrotem. A jechali dniami i nocami na Kraków. Ale jednego nie zapomne. Pieszo my, my
 
 
szły z macochą do
 
 
Krǀakowa, bo mǀacocha poszła z
 
 
mlekieym, dzieciom musiała 
 
 
zanieź mleka i ja tak samo
 
 
miałam. Niosło sie tak, te te banie takie na plecach i mleko sie dzieciom musiało
 
 
zanieś do Krakowa. Bo macocha
 
 
hǀandlowała mlekieym. To tak strasznie tam była walka, że przedziurawiona była tak, ta ściana od kul, i
 
 
wisioł obraz Matki
 
 
Boskij, żeby
 
 
chocioż jedna uszczerbek był na tym ǀobrazie, mówi, to nie było nic,
 
 
ino była zdziurawiona, dookoła było dziur pełno na
 
 
tyj ścianie. To pamiętam to, bo nas wpuścić nie chcieli, bo sie narobiło takich ormowców, z opaskami czerwonymi, od razu z karabinami, taka policja. Legitymowali, taką wąską bramką przepuszczali ludzi, musieli wylegitymować, kto to
 
 
 
 
jes.
 
 
 
 
 
 
 

 

 

ISBN: 978-83-62844-10-4 © by Authors. Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Program Operacyjny: „Dziedzictwo kulturowe / Kultura ludowa”). Wykonanie: ITKS