Mapa serwisu | Tekst 10

Tekst gwarowy — Radkowice 2

Stanisław Cygan   

Teksty nagrał, zapisał i opracował: Stanisław Cygan

Informatorzy: Janina Sznaucer, ur. 30 VIII 1939 r. i Stanisław Sznaucer, ur. 24 IX 1939 r.
 
 
 
 
 
 

 

 

 
 

Przesądy



Informacja: jeśli nie możesz odsłuchać nagrania, skorzystaj ze wsparcia znajdującego się na stronie Adobe)

 
 

Jak się krowa ocieliła, nie wolno, jak ktoś przyszed i chciał coś pożyczyć w domu od gospodorza, nie wolno było pożyczać, bo zabierał całe szczęście, to wtenczas
trza było.
Śmietane zabierał.
No, no zabierał szczęście.
To wtenczas trza było się wymówić, że nie mam cy tego nie pożyczę ci, bo się krowa ocieliła, bo wtencos byłby zabroł całe szczęście. To już się, to już ty zasady się trzymoł każdy jeden, ze nie wolno było pożyczać.
A co jeszcze?
A w ciąży kobieta to musiała się wyszczegać, żeby nie chodzić po powrózkach, po łańcuchu, bo zeby dziecko się nie łokręciło w pępowine. No i na takim pniu, zeby nie siadać, bo urodzi się dziecko łyse, tak. I późni jak urodziła to dziecko, to nie wolno ji było iść po wodę, bo woda przepadnie, ino aż po chrzcie dopiero. A tak to i do chrztu jak się posło, to się nie wchodziło do kościoła tak jak tero, tylko musiała być kobieta z dzieckiem w
babieńcu, bo óna jes, no nie wiem, jakoś była, tak jakoś trefno, cy co, ze nie wolno było wejść, tylko musiała w tym babieńcu, dopiero.
A co to ten babieniec?
A tak jak się wchodzi do kościoła taki przedsionek i tam musiała cekać az ksiądz przysed po nich. To dziecko łochrzcił te w drzwiach, dopiero wprowadził do kościoła. No i późni się sło tak po ślubie na
wywód, zeby ksiądz pobłogosławił, żeby matka rodziła dzieci, no i po tym krzcie tyż ksiądz się, łojciec brał dziecko, łodchodził, a matka sła tyz na taki, nazywały to wywód i tyż się modlił nad tą matką.
I do dwudziestego czwartego, czyli do Jana, nie wolno było matce zjeś jagody, czy no.
No no.
Jagody.
Tak, bo jak które dziecko matce umarło, to nie wolno było zjeź jagody, boby to dziecko tam w raju nie dostało jagódki. Tylko musiała cekać, dopiero po Janie zjadła.
No co jeszcze? A takie, że tam nie wyprowadza się z obory tych zwierząt po zachodzie słońca?
To, ło tym to nie wiem.
Nie. A jak kobieta na przykład przeszła drogę, to było chyba źle?
No to już trza było tak, jak kobita przeszła drogę, to trza było się nojwyży wrócić. Jeżeli gdzieś zamierzyło się jechać, to trza było się zawrócić i wrócić do domu, bo to było nie, nieszczęście.
Nieszczęście.
Nieszczęście.
No i znowuż niechtóre mężczyźni tak se umyślały, no nie wiem, cy to było prowda, cy nie ze, jak wyjechało się na jakoś kobietę, to niezręcno. Kónia tam jakieś choroby łapały, ze to, ze, bo ta kobieta wyjrzała, trza było się tak samo wrócić. A casami się nie udało, paraliż kónia łapoł, ta.
A uroki? Wierzono w uroki?
Tak tak, wierzono.
Były takie przypadki?
Były, były tak. Brały kalesony męskie i smarowały tymi kalesonami tak we.
We spak.
We spak. Trza było wytrzyć męskimi kalesonami, czy no konia, bo przeważnie się robiło konia to, do wytego.
Nie od łba do łogóna, tylko od łogóna do łba.
Tak łod łogóna,
wespak łod łogóna do łba. Trza było tymi kalesonami wytrzyć i to jeszcze miały być te kalesony, rzekomo łosrane, żeby były.

 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »
 
 
 
 

 

 

ISBN: 978-83-62844-10-4 © by Authors. Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (Program Operacyjny: „Dziedzictwo kulturowe / Kultura ludowa”). Wykonanie: ITKS